W czasach, kiedy już Izraelczycy zdobyli ziemię obiecaną postanowili powołać króla, który rządziłby nimi. Nie było to do końca zgodne z wolą Boga, ale On ma tak kochające serce, że z góry im pobłogosławił i wskazał na godnego władcę. Każdy z nas zna bardzo dobrze imiona co najmniej trzech pierwszych. Saul, Dawid i Salomon, reprezentowali całkiem odmienne osobowości. Służyli na swój sposób ludziom i Bogu, ale w końcu upadali.
Dlaczego piszę właśnie o nich? Bo doszedłem do wniosku, że wszyscy trzej są jakby częścią jednego człowieka. Znasz bardzo dobrze tego człowieka, tak samo jak ja go znam. Nie mam zamiaru trzymać Cię w suspensie – chodzi o Ciebie, o mnie i każdego innego człowieka. Z wolną wolą, ponieważ jesteśmy kowalami własnego losu – musimy jednak stale uważać.
Chciałbym jedynie prosić, abyście – najdrożsi czytelnicy, wiedzieli że są to jedynie moje myśli i zapewne w wielu miejscach nie mam racji. Uznajcie proszę ten tekst jako moje przemyślenia.
Niech się stanie król!
Saul – najpiękniejszy młodzieniec żydowski, pewnego razu został wysłany razem z chłopakiem-pomocnikiem, aby sprowadzić zagubione oślice swego ojca. Po długich poszukiwaniach doszli do miejscowości Suf. Tam odnaleźli „Widzącego” Samuela – ostatniego sędziego Izraela – ten powiedział, że oślice już się odnalazły, a ich zaprosił na ucztę. Następnego dnia oddalił chłopca, a Saula namaścił na władcę.
Ścieżki Saula zaczęły być jasno przedstawiane. Nad wszystkim pieczę miał Bóg, który nawet obdarzył go darem prorokowania. Jego rządy były jeszcze potwierdzone losowaniem. Wszystkie wojny, do których przystępował, były dla niego zwycięskie.
Do czasu jednak, kiedy mimo nakazu zniszczenia wszystkiego, postanowił on zabrać łup. Sprzeniewierzył się zatem woli Bożej, bo wiedział lepiej. Właśnie w owe dni, po raz ostatni widział Samuela, a przeciwnicy zaczęli go pokonywać.
Właśnie wtedy pojawił się Dawid. Na początku Saul obdarzał go wielkim uczuciem i przyjaźnią. To Dawid, a nie Saul rozgromił Filistynów z Goliatem na czele, czym sobie zasłużył na aprobatę całego ludu. Jednak po jakimś czasie, Saul zaczął Dawidowi zazdrościć sławy, umiejętności, miłości poddanych. Odtąd zaczął knuć, jak go zabić. Jedynie jego syn starał się uśmierzyć nieco konflikt. Parę razy Dawid ukazywał swoją wyższość nad Saulem, a wówczas ten głośno wyrażał swoje uznanie i przekonywał o swej miłości, a następnie zostawiał go w spokoju… na jakiś czas.
Saul coraz częściej przegrywał. Filistyni dosłownie deptali mu po piętach, kiedy ten postanowił skorzystać z pomocy wróżki, aby uzyskać podpowiedź od zmarłego już Samuela na pytanie: „Co robić?”
Dopiero na górze Gilboa, Saul, nie mogąc liczyć na ucieczkę, kazał giermkowi, aby go zabił. Ten jednak nie potrafił tego uczynić. Saul zatem sam przebił się mieczem, a zaraz po nim jego giermek. W bitwie tej zginął również Jonatan.
Dziecko.
Nie ma piękniejszej istoty od małego dziecka. Nie ważne, czy ma kędziorki, czy jest łyse. Może być pulchniutkie albo i smukłe – w oczach rodziców, rodziny, najbliższych – to jest najpiękniejsze stworzenie świata! Zaraz po urodzeniu, prawo – nasz ojciec; nakazuje nam, by dziecko nazwać – jest to jakby alegoria takiego szukania oślic. Następnie dopiero udajemy się do kapłana by je ochrzcić. Głęboko wierzę w to, że Samuel nie tylko przedstawia Chrystusa, ale również całą tradycję, kulturę człowieka. Namaszczenie na króla przypomina mi chrzest – nasz towarzysz, grzech pierworodny, zostaje oddalony, abyśmy mogli zaliczyć się do wybrańców Boga.
Wszystkie ścieżki dziecka są jasne – przedszkole, szkoła, kino, zabawy – zawsze jest ktoś, kto pilnuje, kto okazuje mu miłość. Przy dobrym wychowawcy dziecko jest zawsze wysłuchiwane, a nawet przyznaje mu się rację („Każdy kto uważa, że dziecko jest niemądre, widocznie sam jest niemądry” J. Korczak). Wszelkie problemy, które stają przed nim, są rozwiązywane bez problemu.
Następuje jednak w jego życiu czas buntu (?), w którym problem zostaje poniekąd rozwiązany, ale w sposób niekoniecznie dobry. Jesteśmy już uzbrojeni w świadomość, zatem wkraczamy w grzech. Nasza więź z Chrystusem zostaje naderwana.
Kim jest Dawid? Również tobą – reprezentuje on ale twoją dojrzałość. My – będąc jeszcze dzieckiem, podziwiamy dorosłych, wykazujemy chęć bycia nimi – ba, nawet niektórych rzeczy im zazdrościmy. W końcu jednak poznajemy smak zazdrości – nie podoba nam się, jak ktoś starszy zaczyna kierować naszymi drogami, kiedy my jesteśmy już prawie dorośli.
Kim jest Jonatan? Jest naszą wizją przyszłości – to właśnie tak wyobrażamy sobie naszą przyszłość. On jest obrazem naszego domniemanego rozwoju – przyszłym Mną Strażakiem, Astronautą, Policjantem, Fryzjerem. Marzenia te często starają się tak nami kierować, aby rzeczywiście były częścią naszej dorosłości – stąd przywiązanie Jonatana do Dawida.
Coraz częściej jednak dojrzałość zaczyna wypierać nasze przyzwyczajenia dziecięce. Staramy się jeszcze kurczowo trzymać domu, uzależniać się od rodziców – ale problemy które zaczynają powstawać są już od nas o wiele większe. Ostatkiem sił staramy się innym udowodnić że jeszcze jesteśmy dziećmi i robimy coś kompletnie nierozważnego. Spotyka nas jednak wówczas hasło „weź w końcu dorośnij”.
Ostatnia bitwa, to jakby wkroczenie do dojrzałości. Nasze najbardziej wygórowane marzenia umierają u naszych stóp. Staramy się jeszcze kogoś obarczyć winą za przerwanie sielanki dzieciństwa. Ale w większości wypadków ostatni ruch należy do nas – sami dojrzewamy. Giermek – nasze dziecięce problemy, znikają razem z nami.