Anastazję czczono w Rzymie wcześniej niż Narodzenie Pańskie, właśnie 25 grudnia, dlatego kiedy zaczęto świętować narodziny Zbawiciela, drugą mszę uroczystości odprawiano właśnie tutaj, blisko Palatynu, który chylił się wtedy już ku upadkowi. Kończył się Rzym.
No to dzisiaj dałeś do pieca. Koniec z wystawionym w stronę całego świata oskarżycielskim palcem i butną miną pod tytułem „To on!”. Dajesz jasny komunikat: ja przebaczam. Zawsze, nie męczę się waszą głupotą. Teraz ruch należy do was. Koniec z zabawą, uciekaniem od odpowiedzialności, czas dorosnąć i wziąć się do roboty. Nie mam już złudzeń, traktujesz mnie jak osobę, nie jak rzecz, ale jak syna, któremu Ojciec przekazuje firmę mówiąc: ja zrobiłem co swoje, teraz twoja kolej, pokaż na co cię stać. Jeśli nie ma we mnie woli walki, zmiany tego co wokół, wiary, że dajesz mi realną zdolność przemiany świata – nie warto w ogóle wyruszać. Mam tylko pamiętać, że ta zmiana nie dokonuje się przez plany, strategie, diagnozy i analizy, ale przez zwykłą, ludzką miłość, która otwiera drogę Twojej, niezwykłej i boskiej, miłości. Ok, postaram się nie mścić za ciężar cudzych grzechów, nawet jeśli dostałem rykoszetem.
Jest trochę czasu przed wykładami na śniadanie dla ciała. Dzisiaj nawet kawa przypomina, gdzie jest łopata, którą zaczyna się kopać fundament pod inny, lepszy świat.