Zapowiedziany właśnie przez papieża Franciszka Rok Miłosierdzia może stać się okazją do postawienia sobie fundamentalnych pytań: Co to znaczy, że Bóg jest miłosierny? a także – Czy człowiek powinien upodabniać się pod tym względem do Chrystusa? To, że żyjemy w ojczyźnie s. Faustyny Kowalskiej i Jana Pawła II nie znaczy, że zagadnienie Bożego Miłosierdzia jest wszędzie perfekcyjnie znane. Pielgrzymka do Łagiewnik bądź rozdanie ulotki o Koronce nie zwalnia nikogo z refleksji nad tym tematem.
Miłosierdzie jest jednym z głównych przymiotów Boga. Ale co ono oznacza? Najprostsze wyjaśnienie: Bóg jest miłosierny, bowiem kocha miłością, która zdolna jest przebaczyć wszystko, nawet najcięższe winy człowieka. Przy tym zagadnieniu w kościołach najczęściej czyta się ewangeliczne przypowieści o Samarytaninie, o synu marnotrawnym (wzorem wówczas jest ojciec) lub perykopę o kobiecie cudzołożnej (zob. J 8, 1-11). Zatrzymajmy się na tej ostatniej historii. Zdarzenie wydaje się być czymś dobrze znanym i banalnym, pewnie każdy człowiek postąpiłby dziś tak, jak Chrystus.
Oto do Jezusa przyprowadzono niewiastę, którą pochwycono na cudzołóstwie. Faryzeusze doskonale wiedzą, że karą za to wykroczenie jest ukamienowanie. Jezus jednak studzi ich zapędy, mówiąc: „Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamień”. Tłum się rozchodzi, zaś Chrystus podnosi oskarżoną z ziemi, mówiąc, by już więcej nie grzeszyła. Nie zrozumiemy dogłębnie sensu tej sceny, jeśli nie sięgniemy do kontekstu. To, że ktoś podejmuje współżycie bez ślubu lub nie dotrzymuje małżeńskiej wierności w XXI wieku może oburzać lub gorszyć, ale nikt takiego postępowanie nie kara. W czasach Chrystusa (I w. n. e.) natomiast funkcjonowały tylko trzy grzechy, za które karano śmiercią: zabójstwo, bałwochwalstwo i właśnie cudzołóstwo. Jezus ratuje kobietę od śmierci, która, wg. ówczesnego Prawa, była zwyczajnym następstwem jej grzechu. Przekładając to na współczesną mentalność, to tak, jakby do Chrystusa ktoś przyprowadził pedofila (i to złapanego na gorącym uczynku), On zaś mimo wszystko nie pozwoliłby go skrzywdzić (pedofilia to bodaj ostatni grzech, obok dzieciobójstwa, który jeszcze dziś spotyka się ze społecznym potępieniem). Czy rzeczywiście to, co zrobił Jezus, było czymś oczywistym i banalnym?
Czasem w chrześcijańskim myśleniu pojawia się usprawiedliwienie: abym komuś przebaczył, ten ktoś sam musi zrozumieć swój grzech i poprosić o przebaczenie. Tymczasem, jak pisze św. Paweł, „Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami” (Rz 5, 8). Także z przytoczonej powyżej ewangelicznej opowieści nie wynika wcale, by kobieta żałowała. Była pewnie śmiertelnie przestraszona, zdezorientowana, być może nawet wściekła (to przecież niesprawiedliwe, grzeszyli oboje, natomiast jej kochanka nie ujęto). Trudno jednak mówić, by wówczas biła się w piersi, postanawiała poprawę i pokutę. Chrystus nie potępia jej, ratuje życie, wyprzedzając jej czyny. Podejmuje on decyzję skandaliczną, bierze na siebie niejako ryzyko, że kobieta odejdzie i wróci do dawnego życia. Miłosierne spojrzenie na człowieka zakłada doszukiwanie się najlepszych cech w najgorszym grzeszniku.
Będąc miłosiernym, nie można kalkulować i czekać aż ktoś niegodny wyciągnie rękę z prośbą o łaskę. Współczesny przykład: Jan Paweł II wcale nie czekał, aż zamachowiec, który do niego strzelał zrozumie wyrządzone przez siebie zło. Papież, zaraz po przebudzeniu powiedział, że przebacza bratu, który go zranił. Inna wielka postawa miłosierdzia to zachowanie księdza Bronka Bozowskiego (1908-1987), który odprawiał msze za dusze Stalina i Hitlera, gdy zaś napotkał na ulicach ówczesnej Warszawy oddział ZOMO, zatrzymywał się i głośno się nad nim modlił.
Mówiąc o Bożym Miłosierdziu, nie wystarczy przywoływać obrazów piekła, jakie zobaczyła w swoich wizjach s. Faustyna. To, że straszenie mękami piekielnymi wywołuje jedynie wstrząs i lęk, ale nie skłania do zmiany życia wiedział doskonale św. Alfons Liguori. W myśl założyciela redemptorystów, u Boga każdy może znaleźć obfite odkupienie. Znacznie pożyteczniejsze od zastraszania będzie mówienie jak papież Franciszek, że Bóg nigdy nie męczy się przebaczaniem. Jest jak matka, która nigdy nie przekreśla nawet najgorszego syna. Z Katechizmu wiemy, że Bóg jest sędzia sprawiedliwym, który za dobra wynagradza, a za zło karze. Biskup Andrzej Czaja proponuje ciekawe przeformułowanie tego stwierdzenia na: „Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a na nasze zło ma lekarstwo”. Przywołajmy w pamięci człowieka, który jest chodzącą dobrocią (znanego osobiście lub za pośrednictwem mediów). Choć czasem ciężko to sobie wyobrazić, Chrystus jest sto razy lepszy od niego. Chyba zatem nie trzeba się bać. Tylko za Kimś takim warto podążyć! Obecnie nie ma w Kościele ważniejszego tematu od przybliżania ludziom Boga, który jest pełen miłości i miłosierdzia.
Miłosierdzie Boże pozostanie skandalem, przekracza bowiem pojęcie ludzkiej sprawiedliwości. Jest ono także wezwaniem do naśladowania postawy Pana, w myśl modlitwy „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. W Ewangelii znajdziemy zdanie: kochaj bliźniego, jak siebie samego oraz módlcie się za waszych nieprzyjaciół i dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą. Nie ma tam aneksu w stylu: chyba, że brat twój jest homoseksualistą, lewakiem, krzykliwą feministką, transwestytą. Jeśli sami nie będziemy gotowi do bezinteresownej miłości i przebaczenia, jeśli ostateczny los człowieka nie zdamy w ręce Boga i będziemy drugiego potępiać, cała refleksja o Miłosierdziu pozostanie na poziomie abstrakcyjnego dumania. Nie warto wnioskować jak jeden z bohaterów Chrystusa ukrzyżowanego po raz wtóry Nikosa Kazandzakisa: „Pop może na ambonie głosić piękne kazania o Ewangelii, ale, by wprowadzać to w życie, trzeba być głupcem”. Dobrze być głupcem, ale pełnym ufności względem Boga i miłości do człowieka. Bowiem, jak głosił Jezus, „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” (Mt 5, 7).
„Nie ma tam aneksu w stylu: chyba, że brat twój jest homoseksualistą…” A przecież my chrześcijanie te aneksy od miłosierdzia tworzymy niemal codziennie. Nie wiem czy to głupota, zaćmienie umysłu, zła wola, czy może wszystko jednocześnie. Jedno jest pewne – Ewangelii w tym nie ma. Kolejny świetny artykuł.