Wiele osób narzeka na młodzież – a jaka ona ma być, gdy w wigilię uroczystości Wszystkich Świętych na lekcjach języka angielskiego musi się uczyć i uczestniczyć w zwyczajach pogańskich?
Rozumiem wiele, ale w klasie wszyscy są chrześcijanami, podobnie jak nauczycielka. Rozumiem nawet poznawanie typowych pojęć, bo coś może znaleźć się na egzaminie, ale reszta zwyczajów? Przymusowa zabawa? I to w miejscu, gdzie się takich rzeczy nie praktykuje…
Teraz, kiedy przez cały miesiąc młodzi chodzili na różaniec, zazwyczaj bezpośrednio ze szkoły, bez posiłku, nawet niekoniecznie po sam podpis w indeksie do bierzmowania, halloween? Próbowaliśmy się na ten temat odzywać do księdza, lecz nic to nie dało. Na szczęście są jeszcze młodzi ludzie, rówieśnicy, z którymi da się czasem porozmawiać o Bogu, lecz i tu jest przeszkoda. Niestety inna klasa, inaczej ułożony plan, mało wspólnego czasu wolnego… Osoby z mojej klasy na początku takiej rozmowy od razu reagują zmianą tematu, nie wierząc, że jest to naprawdę fascynujący, pełen tajemnic świat.
I na koniec moje przeżycia, które nudzą niezmiernie wielu ludzi, więc rzadko o nich wspominam. Ostatnio, gdy spoglądałam na krzyż na nabożeństwach, wydawało mi się, że słyszę przytłumiony lecz wyraźny dźwięk przybijania gwoździ i jęk bólu. Gdy spojrzałam na monstrancję, łzy same zaczęły napływać mi do oczu. Nie zawsze się to zdarza, ale gdy jest mało ludzi i możliwość skupienia się… można odczuć nawet poklepanie po ramieniu przez osobę, której nawet nie widać.
Licealistka, osoba wierząca i praktykująca (chociaż obecnie nie jest to oczywiste połączenie. Mam bzika na punkcie wiary i muzyki :) Mam świadomość tego, że współcześnie bycie Chrześcijaninem nie zawsze jst pozytywnie odbierane, ale… nie potrafię i nie chcę żyć inaczej!