Czy pomoc sił niebieskich jest tak naprawdę czymś tak nad wyraz „dziwnym”? Czy stwierdzenie, że w dokonaniu CZEGOŚ i osiągnięciu – jakby nie było – SUKCESU, siłą sprawczą była łaska Boża, wywołana modlitwą jest rzeczywiście tak śmieszne, że należy to okpić?
Od piłkarskiego (tak, piłkarskiego, bo piłkarze ręczni także grają piłką!) mundialu minął już prawie tydzień. Dość pilnie obserwuję doniesienia medialne związane z tym tematem i nie spotkałem się, aby gdzieś drwiono z tego, że goście w studio TVP w Warszawie, podczas meczu „przekazywali pozytywne fluidy” zawodnikom. Nie widziałem drwin z dziesiątek osób, wypowiadających się w transmisjach po tym spektakularnym (ale także pozostałych) meczu, które mówiły o zaciskaniu kciuków. Nie spotkałem się. Ot, taka -starsza, czy młodsza, ale- tradycja.
Jest jeszcze coś: modlitwa. I ta nie jest już bezsensownym męczeniem kciuków. Ta jest realnym proszeniem Kogoś o pomoc. Tego Kogoś, Który najwięcej może. I w tym także nie ma nic dziwnego, bo pokazali ją naszym pradziadkom dobrzy ludzie 1049 lat temu.
Okazuje się jednak, że są ludzie, którzy z Bogiem, pomimo tego, że chrześcijaństwo -dla nich- na naszych ziemiach „panuje” od „zawsze”, mają problem i toczą swoje prześmiewki. I piszą o tym publicznie, wyśmiewając to, co dla innych jest ważne i jednocześnie swoją śmieszną rację traktując bardzo serio.
Prześmiewki te zaczynają już w tytule, utożsamiając tym samym Boga, w rzędzie razem z egipskimi, kocimi bożkami, a które są dalej konsekwentnie stosowane. Pokazuje to jednak nie tyle „wysokiego poziomu” ateizm autora, co jego ignorancję, do kultury, w której -jak mniemam- się wychował. Autor ironizuje, że nie ciężka praca, a „bóg” stoi za formą naszych reprezentantów.
Nie wiem czy stał za nią jakiś „bóg”, ale jestem jednak przekonany, że jedną z jej przyczyn był Bóg. Nie wiem także, skąd autor wpadł na pomysł, że nasi reprezentanci osiągneli to wszystko, tylko przy Jego pomocy, bez treningów i własnego „wkładu”. W wypowiedzi Piotra Wyszomirskiego nie znalazłem nawet między wierszami takiego stwierdzenia. Pisze on o tym, że te msze TYLKO, albo AŻ, dodawały im wiary w trudnych momentach. Bóg, nie jest tu więc graczem w wielkiej grze komputerowej, sterującym specjalnym padem naszymi zawodnikami. Nie jest także magikiem, który czarodziejską różdżką powoduje wygranie rywalizacji w jakichkolwiek zawodach. Bóg jest tutaj lekiem na ból, balsamem go kojącym.
Także i małe „śmieszki” pojawiają się pod kątem jednego z portali, który otwarcie napisał o akcji modlitewnej za przyczyną św. Huberta, w intencji naszych. Trudno stwierdzić, czy do Boga przybiegł św. Hubert, czy inny święty, z informacją, że Polakom trzeba pomóc, czy usłyszał On bezpośrednie błagania dochodzące z ziemi o tym, że „coś się dzieje”. Pewne jest, że siłą sprawczą, była ta sama moc Boża.
Bóg sam nie wygra meczu. Nie skoczy za skoczka, ani nie przebiegnie dystansu. Tylko we współpracy z człowiekiem i jego wiarą może pomóc przezwyciężyć wszystkie trudności.
Smutne jest także to, że pomimo 1049 lat od Chrztu Polski, niektórzy o Nim nadal nie słyszeli. Mogę się jednak założyć, że przypomną sobie oni o nim za rok, podczas obchodów jego 1050 rocznicy, lub jak kto woli „rocznicy powstania Państwa Polskiego”. Skoro komuniści sobie przypomnieli i chucznie celebrowali, to i współcześni sobie przypomną.
A sama modlitwa? Czy towarzystwo księdza w Katarze, Soczi, czy gdziekolwiek indziej w jakiś sposób szkodzi? Godzi ich wizerunkowi? Nasuwa się inny „mecz”. W 1410 roku. Także modlono się przed walką, ba, wzywano na pole bitwy Bogarodzicę. I niebiosa pomogły, i pomagają do dziś.
I na koniec, na rozluźnienie: dlaczego św. Hubert nie pomógł piłkarzom w meczu z Katarem? Bo był ze Stochem w Willingen!
Bo był ze Stochem w Willingen! -podoba mi się :)
Mam taką swoją teorię, ze te szydercze śmiechy tak naprawdę są oszukiwaniem swojego, jeszcze nie całkiem, martwego sumienia. Głupi śmiech pomaga odwrócić uwagę od spraw ważnych, a wśród śmiejących bywa i tak, że „jak trwoga to do Boga”. Nikomu owej” trwogi” nie życząc, nieraz jest ona ostatnim ratunkiem przed zatraceniem i zmarnowaniem swojego życia. Mądry artykuł!