Kraków to świetne miejsce na przeżywanie adwentu – sprawia to niepowtarzalny klimat duchowy i wręcz wyczuwalna obecność wielu świętych.
Adwent to coś więcej niż przygotowanie na święta Bożego Narodzenia – o tym wiemy wszyscy. Wiedzieliśmy również w gronie przyjaciół, gdy przed rokiem zastanawialiśmy się, jak dobrze wykorzystać ten święty czas. A w mieście wielu kościołów, zakonów i świętych – Krakowie – możliwości jest bardzo wiele. Tak zrodził się pomysł „roratingu” – udawania się na roraty do różnych kościołów dawnej stolicy Polski. Czerpania pełnymi garściami z duchowego bogactwa naszego miasta, napawania się jego klimatem, poznawania historii. Codziennie (w miarę możliwości) inna świątynia, ale pod dwoma warunkami: msza św. roratnia odprawiana jest rano – w ten sposób zachowuje się symbolikę oczekiwania na Jezusa jak na Wschód Słońca – i nie są to „roraty dla dzieci”, ale z kazaniem skierowanym do dorosłych wiernych. I, pomimo że „rorating” uprawiamy już drugi rok, to zostało nam jeszcze wiele takich miejsc do odwiedzenia.
Opowieści nie sposób nie zacząć od miejsca szczególnego dla wszystkich Polaków. Roraty w Katedrze na Wawelu to przeżycie niezwykłe, tym bardziej że odprawiane są w Kaplicy Zygmuntowskiej, przy nagrobkach polskich królów – Zygmunta I Starego i Zygmunta II Augusta. Z kolei ci, dla których zabraknie miejsca w niewielkiej Kaplicy, uczestniczą we Mszy przed jej drzwiami, stojąc przy dawnym nagrobku królowej św. Jadwigi, nieopodal konfesji św. Stanisława ze Szczepanowa. Ciekawa jest również historia rorat na Wawelu – prawdopodobnie był to pierwszy kościół w Polsce, w którym odprawiano tę mszę świętą. Tradycję rorat na wzgórzu Kraka miał bowiem zapoczątkować książę Bolesław Wstydliwy, który poznał je dzięki swojej żonie – pochodzącej z Węgier św. Kindze. Na Wawelu działało również w latach 1540 – 1872 najbardziej znane w Polsce bractwo rorantystów. To właśnie bractwo, założone przez króla Zygmunta I Starego, przez ponad trzy wieki co tydzień (przez cały rok) śpiewało mszę roratnią w Kaplicy Zygmuntowskiej. Wysoki poziom wykonawczy i ambitny repertuar zespołu rorantystów potwierdzają dokumenty przechowywane do dziś w katedrze Wawelskiej.
Przystankiem na naszej roratniej drodze, położonym najbliżej wzgórza wawelskiego, był kościół oo. Bernardynów. Jest to miejsce spotkania z kolejnym patronem Krakowa – św. Szymonem z Lipnicy, którego relikwie znajdują się w kaplicy ozdobionej witrażami autorstwa Józefa Mehoffera. Nieco dalej – po przejściu ulicą Grodzką na Plac Wszystkich Świętych – znajduje się kościół oo. Dominikanów, obecnie najpopularniejsze miejsce przeżywania rorat w Krakowie. Dzieje się tak przede wszystkim ze względu na działalność wspólnot młodzieżowych – „Beczki” i „Przystani” – które poprzez tłumne uczestnictwo w roratach przyciągają również sporo młodzieży niezwiązanej z tymi grupami. Roraty u Dominikanów są ciekawym przeżyciem również ze względu na specyficzny klimat, który tworzy zarówno śpiew (z częściami stałymi i antyfoną na wejście po łacinie) scholi, jak i panujący przez całą mszę półmrok – w ogóle nie zapala się bowiem oświetlenia elektrycznego.
W obrębie centrum odwiedzaliśmy również inne miejsca. Były więc roraty u oo. Karmelitów na Piasku i u oo. Kapucynów przy ul. Loretańskiej. Były też u sióstr Sercanek, przy relikwiach św. Józefa Sebastiana Pelczara i bł. Klary Ludwiki Szczęsnej. Nie ominęliśmy również Kościoła Mariackiego. Wreszcie przeżyliśmy roraty w kościele św. Krzyża, gdzie w soboty odprawia się je w nadzwyczajnej formie rytu rzymskiego – czyli „po trydencku”. Było to nie tylko zaczerpnięcie z wielowiekowej tradycji Kościoła Katolickiego, ale również lekcja poważnego traktowania mszy świętej i szacunku wobec Eucharystii.
Również poza ścisłym centrum Krakowa udało nam się odwiedzić wiele miejsc. Jedną z takich ciekawych świątyń jest kościół św. Mikołaja na Grzegórzkach – miejsce mało znane, a posiadające niezwykle ciekawą przeszłość. To tutaj w 1910 r. potajemnie wziął ślub założyciel Czeka, Feliks Dzierżyński – z tego powodu kościół po II wojnie światowej był odbudowywany przez jednostki Armii Czerwonej. Ale kościół św. Mikołaja jest także miejscem spotkań krakowskich Ormian, którzy co roku 24 kwietnia obchodzą tu rocznicę ludobójstwa z 1915 r., odprawiając mszę św. w rycie ormiańskim i składając kwiaty pod stojącym nieopodal od ponad dekady chaczkarem, czyli ormiańskim kamiennym krzyżem upamiętniającym Genocyd.
Udało nam się dotrzeć również do kilku kościołów leżących bardziej na przedmieściach – oo. Redemptorystów na Podgórzu, Saletynów w Łagiewnikach tudzież Zmartwychwstańców na Woli Duchackiej. Część z nas – czyli ci, którzy nie zaspali – odwiedziła również opactwo Cystersów w Mogile. I tak minął nam, już po raz drugi, adwent – czas oczekiwania na Zbawiciela.
W ten sposób, obok Najświętszej Maryi Panny i św. Jana Chrzciciela, na naszej drodze do Stajenki spotkaliśmy również świętych z Krakowa oraz różne, wciąż w naszym mieście żywe, tradycje adwentowe. Dotknęliśmy historii Kościoła oraz Polski, a także niepowtarzalnego klimatu Krakowa. Czy było warto? Na pewno tak. Czy pomogło nam to przygotować się do świąt Bożego Narodzenia? To tak na prawdę dopiero się okaże, ale na pewno daliśmy sobie szansę na dobre przeżycie adwentu. Czy polecamy „rorating”? Tak. Każdemu.
Student, animator Ruchu Światło-Życie, „trydenciarz”. Życzę owocnej lektury i zapraszam do dyskusji w komentarzach :)