Mówi się, że Polska to kraj katolicki. Liczby mówią, że 9 na 10 obywateli Polski deklaruje się na katolików. Mówi się nawet więcej – możliwe, że Polska jest najbardziej wierzącym narodem na świecie. Mówi się nawet, że przez Polskę zadzieją się wielkie Boże dzieła na świecie. Oby tak było! Ale to nie powód do „huraoptymizmu”, bo jest nad czym pracować.
Według danych kościelnych za rok 2017 prawie co trzeci Polak (38,3%) był na niedzielnej Mszy świętej, a do Komunii świętej przystąpiła co szósta osoba (17%). Wynik się poprawił o 1% względem poprzedniego roku. A gdzie reszta zadeklarowanych wiernych ja się pytam?
Taka informacja mnie poraża. Dlaczego? Bo jak chodzę do Kościoła, to w niedzielę pełny kościół, niezależnie o której godzinie, nie ma gdzie usiąść, tłok, kolejki do Komunii świętej. I tak prawie na każdej Mszy świętej w niedzielę, a np. w Triduum Paschalne oddychać się nie da, tak ciasno. Wniosek prosty, dużo osób chodzi do Kościoła, pięknie. Nic bardziej mylnego. Takie wnioskowanie to klasyczny błąd myślenia – fałszywa powszechność – ocenianie stanu rzeczy, tylko na podstawie swojego otoczenia.
Czyli zdecydowana większość nie chodzi do kościoła co niedzielę, a prawie jednomyślnie (83%) polscy wierni zdecydowali zrezygnować z pełni życia sakramentalnego!
Podsumowując, 90% Polaków jest katolikami, a 83% z nich nie żyje w Komunii z Bogiem.
Co z tym począć? Załamać ręce? Nie. Ewangelizować? Tak, ale jak? Dlaczego nikt nie słucha, albo to nie daje efektu? Myślę, że mamy zadanie się nad tym zastanowić na progu tegorocznego Wielkiego Postu. Myślę, że to lepsze postanowienie wielkopostne niż tylko odmówić sobie cukierków…
Mówi się, ewangelizować to najlepiej poprzez dawanie przykładu innym, to świadczenie swoim chrześcijańskim życiem. I to wystarczy? A co jak to nie działa? W mojej bliskiej rodzinie, część rodzeństwa jest głęboko wierząca, a część wyraźnie stroni od Kościoła – i to pewnie nie tylko u mnie tak jest. Staramy się praktykować wiarę regularnie i szczerze. Jak zachęcamy pozostałych z rodziny do wybrania się na niedzielną Mszę świętą, to słyszymy tylko, że wywieramy presję, nękamy ich i generujemy stres w ich życiu. No to jak to nie działa, to uznaliśmy, że damy im spokój, może sami się wybiorą z własnej woli, może jakieś nawrócenie przeżyją. No to czekamy i czekamy na tę chwilę i doczekać się nie umiemy. Wiadomo, każdy ma swój czas, może Boży plan jest inny, ale też może nasze działanie jest nie wystarczające, o tym mało kto pomyśli.
Każdy pewnie widział film Incepcja (2010 r.) z Leonardo DiCaprio. Większość widzów pewnie ocenia ten film jako jeden z wielu, kolejny amerykański science-fiction… akcja filmu jest dynamiczna, pokazywane są niestworzone rzeczy, co to w ogóle jest. Dla mnie to dzieło ma głębszy sens i opowiada jedną ważną prawdę o człowieku. Mianowicie, bohaterowie filmu zagłębiają się w coraz głębsze fazy snu / podświadomości, po to by dokonać incepcji u określonej osoby. Mówiąc prościej zagłębiają się w podświadomość ofiary, lokalizują niewłaściwą myśl i na jej miejsce wprowadzają poprawną ideę. Robią to po to, aby dana osoba podejmowała inna decyzje w określonych sytuacjach.
Tak też jest z nami. W podstaw naszego myślenia stoją określone idee (myśli), które wpływają niemalże na całe nasze życie. Tak na marginesie, kiedyś stosowano reklamy podprogowe, które miały na celu zaszczepić konsumentom określoną ideę / potrzebę. Po takiej reklamie konsument miał uczucie, że obca myśl (np. „pij colę”) jest faktycznie jego osobistym pragnieniem.
Tak też jest w kwestiach wiary. Jak ktoś wierzy w Boga a nie w Kościół to zaczynają się kłopoty. Póki nie dojdziemy dlaczego ktoś nie wierzy w Kościół, to owocnej rozmowy nie będzie. Przykłady:
Nie ma sensu rozmawiać z kimś o tym czy aborcja czy eutanazja jest złem czy nie, jeśli nie ustalimy najpierw wspólnej płaszczyzny do rozmowy. Tą wspólną płaszczyzną jest podstawa naszej wiary. Czyli między innymi to, że ludzkie życie ma równą wartość i trwa od poczęcia do śmierci. Jeśli ktoś ma głęboko zaszczepioną myśl, że istnieje tylko materia, to dla niego życie to tylko zlepek komórek. Wtedy nie sposób takiej osoby przekonać do obrony życia, póki nie wykorzenimy tej fałszywej myśli.
Jeśli ktoś traktuje swoje ciało jako narzędzie do zabawy, to jak kogoś zachęcić do małżeństwa (jako sakramentu) jeśli tego nie chce albo przekonać do życia osobno przed ślubem. No nie ma jak. Jedyne, co można zrobić to starać się wykorzenić myśl, że ciało jest do czerpania wrażeń, a zastąpić myślą, że ciało ludzkie to świątynia Ducha Świętego czy narzędzie w Bożych rękach.
Przykłady można mnożyć – jeśli ktoś za młodu miał jakiekolwiek przykre doświadczenia z osobami wierzącymi czy kapłanami, to jest duże prawdopodobieństwo, że wychowa się w takim trudnym uczuciu i w dojrzałym życiu, będzie negatywnie nastawiać się do Kościoła. Najczęściej kończy się to w stylu „ja wierzę w Boga, ale nie w Kościół, po swojemu” albo całkiem negując istnienie w Boga. Dlatego tak ważne jest nie tylko świadczenie o Bogu, ale życie spójne z jego nauką – w szczególności w obecności młodych. Młodzi są bardzo wyczuleni na fałsz, obłudę czy tzw. „ściemę”. Jeśli nasze życie jest pogmatwane, pełne niuansów i zakrętów to młodzi to zweryfikują natychmiast. Także naszym zadaniem jest świadczyć o Bogu ale w sposób prosty i logiczny.
Jeśli planujemy zadbać o swoje nawrócenie czy kogoś bliskiego, nie ma innego wyjścia jak wrócić do korzeni wiary. Przeprowadzić filmową 'incepcję’ – zainstalować ponownie podstawowe prawdy wiary – przypomnieć sobie, w co wierzymy i dlaczego. Dzięki temu niemal automatycznie wypleni się ‘z głowy’ fałszywe nauki. Gmachu wiary nie buduje się od dachu. Owocnego działania w tegorocznym Wielkim Poście!
Uczestnik Akademii Dziennikarstwa