Ból, wściekłość, poczucie żalu, bezsilność, gorycz, rozczarowanie… można by długo wymieniać uczucia, które rodzą się po obejrzeniu „Tylko nie mów nikomu”. Po tym filmie nie da się spać spokojnie. Ogrom cierpienia bohaterów poraża. Ale nie umiem pozbyć się przekonania, że ta tragedia pociągnęła za sobą znacznie więcej ofiar. Bo kiedy wybucha bomba jądrowa, część ofiar ginie od razu, znajdując się w epicentrum wybuchu, ale kolejni tracą zdrowie lub życie, znajdując się w zasięgu fali uderzeniowej. I taka „fala uderzeniowa” ma miejsce dzisiaj w Kościele. Największy dramat dotyczy bez wątpienia tych, którzy jako dzieci doświadczyli bezpośrednio molestowania i w żaden sposób nie chcę umniejszać ich cierpienia. Ale na skutek „fali uderzeniowej” pojawiają się kolejni poszkodowani, o których też nie możemy zapomnieć.
Bo ofiarami skandalu pedofilskiego są dziś ci wszyscy, którzy po obejrzeniu filmu odejdą od Kościoła, uznając, że nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Ktoś powie – widocznie mieli za słabą wiarę. Tak, to prawda – tylko czy to wyłącznie ich wina? Ja spotkałam w życiu wspaniałych kapłanów i siostry zakonne, którzy pokazali mi, że w Kościele najważniejszy jest Chrystus, a nie biskup. Ale wiem, że nie każdy miał tyle szczęścia. I choć pewnie życie wiary tych, którzy dziś odejdą od Kościoła, nie było zbyt żywe, to jednak ciągle otwierali się na Bożą łaskę. Teraz, pod wpływem emocji, które towarzyszą każdemu oglądającemu ten film, mogą podjąć decyzję o przecięciu tej cienkiej nici łączącej ich z Kościołem. Odetną się tym samym od sakramentów, od słuchania Słowa Bożego podczas liturgii. Za kilka miesięcy statystyki pokażą spadek uczestników niedzielnej Eucharystii. Ale każdy punkt procentowy to dramat konkretnych osób, które podejmą decyzję, wpływającą na całe ich życie – i to nie tylko to ziemskie. Każde odejście z Kościoła na skutek zgorszenia obciąża sumienia tych, którzy dokonywali zbrodni pedofilii, ale także tych, którzy je ukrywali.
Ofiarami są też młodzi. Dzieciaki i młodzież z oazy, ministranci czy inne grupy młodzieżowe. Dotychczas znajdowali w Kościele swoje miejsce. Być może dziś niejeden z nich usłyszy w domu: więcej tam nie pójdziesz. Lęk rodziców może pozbawić dzieci szansy wzrastania w Kościele, poznawania żywego, działającego Boga. Część z tych młodych dostawała w Kościele to, czego nie otrzymywała w domu – miłość, akceptację, zainteresowanie. Kiedy zakaże się im szukania tego przy parafii, znajdą inne miejsce i innych ludzi. I oby nie była to ławka w parku, na której „życzliwy” kolega podsunie im dopalacze… Dramaty młodych ludzi, którym dziś pełni obaw dorośli każą trzymać się z dala od Kościoła, obciążają sumienia wszystkich zamieszanych w pedofilski skandal.
I w końcu ofiarami są też księża. Ci księża, którzy na samą myśl o pedofilii reagują obrzydzeniem i nigdy nie przyłożyli ręki do ukrywania tej zbrodni. Ci, którzy wykonują dobrze swoją kapłańską robotę – sprawują sakramenty, angażują się w parafii, wychodzą do chorych, pracują z młodzieżą czy prowadzą wspólnoty – a teraz, idąc w sutannie, usłyszą za sobą zjadliwe „pedofil”, „zaraza” czy inne epitety których cytować się nie godzi. I pewnie kiedy usłyszą to raz czy drugi, potraktują to jako ofiarę, kapłański krzyż. Ale któryś kolejny raz może podciąć im skrzydła i odebrać chęć do dalszego działania. Każde dobro, które nie dojdzie do skutku, bo komuś braknie sił walczyć z fałszywymi oskarżeniami, obciąża sumienia tych, którzy zamiatali pod dywan oskarżenia prawdziwe.
Ofiarom bezwzględnie należy się pomoc. Tym wszystkim, którzy bezpośrednio doświadczyli dramatu molestowania, pomóc musi Kościół instytucjonalny. Opłacenie terapii to absolutna podstawa, obowiązek, od którego Kościół nie może się uchylać. I to powoli zaczyna działać – diecezja płocka finansuje terapię, ale i pokrywa koszty wynajęcia mieszkania dla osoby, której zmiana miejsca zamieszkania mogła pomóc uporać się z traumą (https://tinyurl.com/yya49vtl). Oby takich dobrych przykładów było coraz więcej.
Ale ofiary „fali uderzeniowej” do Kościoła nie przyjdą. I tu otwiera się przestrzeń do działania dla nas – świeckich katolików, przejętych dramatem, którego jesteśmy bezradnymi świadkami. Energię złości, która pojawia się w wielu z nas, możemy skierować na działanie. Możemy pokazać dlaczego – a właściwie dla Kogo – ciągle trwamy w Kościele. Pokazać Kościół, który chociaż jest dziś brudny od grzechu jego członków, jednocześnie jest święty obecnością Chrystusa. Może to czas przebudzenia dla wspólnot ewangelizacyjnych, aby z jeszcze większym zaangażowaniem wychodziły do ludzi i prowadziły ich do budowania osobistej relacji z Bogiem? Ale przede wszystkim to czas odważnego dawania świadectwa tam, gdzie żyjemy – w domu, szkole, pracy. Tam, gdzie spotykamy ludzi poranionych „falą uderzeniową”. To świadectwo dziś będzie dużo trudniejsze, niż jeszcze przed tygodniem. Ale dziś jest ono jeszcze bardziej potrzebne. To też czas, aby okazać wsparcie tym kapłanom, których mamy obok siebie, a którym dużo zawdzięczamy. Dobre słowo, SMS, a przede wszystkim modlitwa są dziś na wagę złota.
„Pedofilia w Kościele to straszna rzecz, ale przecież ja nie mogę nic zrobić” – myśli pewnie wielu z nas. Ale w dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi: „Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał”. Dziś jest czas, kiedy moja i Twoja relacja z Jezusem i Kościołem może zaowocować w życiu innych ludzi. I nikt nie może zwolnić nas z tej odpowiedzialności.
Z urodzenia (i przekonania!) – Ślązaczka. Z zawodu – psycholog. Z pasji – bibliofil, człowiekolub, autostopowiczka. A to wszystko traci na znaczeniu wobec najważniejszego: z woli Ojca – dziecko Boże.