To spotkanie społeczności danej wsi i też jej okolic w czasie Wielkiego Postu poświęcone modlitwom za zmarłych, praktykowane na Kurpiach i odbywające się najczęściej dwa razy w roku (bo organizowany bywa również w Adwencie).
Uczestniczyłam w takim wydarzeniu w minioną sobotę. Zaczęło się w kościele mszą św. o 8 rano. Potem wszyscy zebrani przeszli do pobliskiej szkoły. Mnie wtedy jeszcze nie było, bo z racji tego, że wyjeżdżaliśmy z Torunia w niepośpiesznym tempie, dojechaliśmy w porze typowo obiadowej.
Jak to wyglądało? Ten Boży Obiad został zorganizowany w szkolnej sali, ale może się odbywać gdzie bądź, oby się wszyscy pomieścili. Widok sali: dwa rzędy długich stołów, przy nich zebrani ludzie siedzący na ławkach lub krzesłach skupieni nad opasłymi śpiewnikami – modlitewnikami wydanymi na starą modłę. Oprócz tego na stołach herbata, kawa, soki, słodkie przekąski, a co jakiś określony czas konkretne dania na ciepło.
Czy ktoś tu przewodzi? Tak, jedna osoba. Mężczyzna w starszym wieku. Pan Czesław mający mocny głos, doskonale znający tę tradycję i melodie starych pobożnych pieśni. W przerwach między zaśpiewaniami rozmowy nie mogą być zbyt gwarne, bo przecież spotkaliśmy się z racji pamięci o zmarłych. Nie jest to wesele. Nie ma alkoholu, sprośnych żartów, plotkowania. Podczas przerw są rozmowy, pogaduchy, poznawanie się; pojawił się nawet temat zdrowego odżywiania. Co robimy przez cały dzień, czyli od rana do około 22?
My załapaliśmy się na śpiewanie różnych pieśni z ludową werwą na dawną nutę a cappella. Wszyscy podążaliśmy za p. Czesławem. Nie znałam wcześniej ani słów, ani melodii. Późnym popołudniem odśpiewaliśmy Gorzkie żale, a po nich była „modlitwa różańcowa”. Polegała na tym, że p. Czesław na zmianę z którąś z kobiet odczytywał z zapisanych wcześniej kartek zmarłych (każdy kto chciał mógł sobie taką wziąć i wypisać „swoich”), po każdej ze stron odmawialiśmy Zdrowaś Maryjo i Wieczny odpoczynek. Ten punkt programu trwał jakieś dwie godziny. Potem odśpiewaliśmy Te Deum. Było to dla mnie wielkie przeżycie – donośnym (i bardziej męskim) głosem wyśpiewana chwała Bogu zaraz po wspominkach za zmarłych i wybrzmieniu pieśni o tym, że my też kiedyś zasilimy grono „śpiących” i czekających na zmartwychwstanie.
Wzruszyłam się. Mimo zmęczenia. Czułam, że nasze spotkanie jest wielkim szturmem do Nieba. Miałam poczucie wspólnoty – z ludźmi, w których nie znam, z którymi spotkałam się na jeden dzień. Niesłychane doświadczenie. Inny świat?