LOADING

Type to search

Boża matematyka

Magdalena Pawlica 13 sierpnia 2013
Share

Boża matematyka zaczyna się i kończy na jeden. Bóg widzi tylko pojedynczego człowieka i jest on początkiem i końcem Jego optyki. Nie ma w tym żadnej kalkulacji, żadnego – jeśli nie ty, to zrobi to ktoś inny. Jest jeden człowiek ze swoim życiem, misją i celem. Do ostatniego oddechu człowiek jest tym jedynym – otoczonym bezmiarem Bożej cierpliwości i zaufania. O takiej matematyce mówi przypowieść o synu marnotrawnym.

Boża matematyka pierwszy raz zachwyciła mnie we fragmencie Ewangelii św. Jana (J 17, 20-24):  „ Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał.  Także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś”.

Jedność zaczynająca się i kończąca się na pojedynczym człowieku jest wezwaniem do przebudowy naszego postrzegania drugiej osoby, do przyjęcia tej samej optyki, jaką przyjął Bóg. Święty Paweł mówi wprost: „A przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli.” (1 Kor 1, 10). I dalej: „Podobnie jak jedno jest ciało, choć składa się z wielu członków, a wszystkie członki ciała, mimo że są liczne, stanowią jedno ciało, tak też jest i z Chrystusem. Wszyscyśmy bowiem w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało: czy to Żydzi czy Grecy, czy to niewolnicy czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem” (1 Kor 12, 12-13).

Jeśli mam świadomość sposobu liczenia Boga, to nie mogę czuć się i traktować siebie jako kogoś lepszego, gdyż dla Boga każdy jest wyjątkowy i jedyny. Każdy stanowi wartość niepowtarzalną już od chwili poczęcia, a skończywszy na niedołęstwie w starości. Moje słowo przestaje znaczyć więcej niż słowo drugiej osoby, zaczynam więc słuchać ze zrozumieniem szukając w drugiej osobie Boga.  Więcej, przyjęcie Bożej optyki wymaga od nas traktowania i widzenia siebie samego jako jedności i całości. Tymczasem nasze wewnętrzne rozedrganie i rozdarcie powodują, że bardzo trudno nam postrzegać samych siebie w ten właśnie sposób. John Main w swoim nauczaniu podkreśla, że przyczyną tego jest  sposób w jaki jesteśmy uczeni myślenia o sobie samych: „Wpaja się w nas sztuczne dzielenie naszego życia na odrębne dziedziny: szkoła, praca, dom, rodzina, rozrywka, kościół itd. Tracimy w ten sposób poczucie wewnętrznej jedności i integralności. Tymczasem każdy przejaw aktywności czy wykonanie jakiegoś zadania, wymagają zaangażowania całej osoby, podobnie jak obecność Boga jest zawsze całkowita i w żaden sposób nie możne być podzielna ani pomniejszona”.

Pierwszą konsekwencją nie stosowania Bożej optyki jest utrata relacji z samym sobą. Czym bardziej uciekamy od jedności, tym bardziej jesteśmy podzieleni, i tym bardziej próbujemy maskować to szukając nieskończoności. Człowiek w poszukiwaniu nieskończoności zaszedł tak daleko, że przestał dostrzegać drugiego człowieka, a jeśli już go widzi, to tylko przez pryzmat własnych lęków i demonów. Nieskończoność wyrażająca się w magii wielkich cyfr i doznań stała się bardziej akceptowalna i pociągająca niż człowiek w swojej jedność. Mam wrażenie, że tym bardziej szukamy wielości, im więcej jest jej w nas samych, niejako kompensując własną fragmentaryczność. Wielość niemal w każdym aspekcie wydaje się bardziej pobudzająca i ożywcza dla nas i naszych mózgów. Dwóch bogów jest przecież bardziej interesujące niż Jeden, a dziesięć bóstw wydaje się o niebo bardziej pociągające. Zamiast święcić dzień święty lepiej sprawić, aby każdy dzień był okazją do święta, bo codzienność jest taka nudna. 

Mamy jeszcze jeden sposób na oszukiwanie się, że szukamy jedności. Tym sposobem jest bycie za wszelką cenę pierwszym. Liczenie do jednego, a bycie pierwszym jest zasadniczą różnicą. Bycie pierwszym jest zanegowaniem relacji „ja – Bóg” na rzecz „ja – na tle innych”. Bycie pierwszym zakłada porównanie się, zweryfikowanie siebie nie w relacji z Bogiem, ale w relacji z innymi. W tej perspektywie nie szukamy swojego prawdziwego ja, ale ja, które jest w czymś lepsze. Ta dualistyczna mentalność jest w jawnej sprzeczności z Bożym: „Nie osądzaj”, co równie dobrze znaczy: nie porównuj się z innymi, ale bądź obecny wobec Stwórcy.

Szukamy wielości i tego co nieuchwytne, gdy tymczasem, jeszcze raz odwołując się do Jona Maina, istnieje tylko „jedno misterium, jedna prawda, jedno cierpienie, jedna miłość, jedno życie, tyle, że ukazuje się ono w różnych postaciach.”. To osoba Jezusa Chrystusa scala różnorodność świata do jednej prawdy, którą jest sam Jezus Chrystus. Tylko w Chrystusie możemy odzyskać wewnętrzną jedność, a dzięki temu łatwiej jest dostrzegać i wdrażać Bożą matematykę zarówno względem nas samych, jak i wobec drugiego człowieka.

 

 

1 Komentarzy

Leave a Reply