Sms-uję z moją koleżnką. Ma pewne problemy z kolegą, który do niej pisze. Dziewczyna od dłuższego czasu chodziła podminowana. Zawsze miała zły chumor i często się denerwowała. Byłam wtajemniczona w tę sprawę od dawna. Gdy pytałam, czy się za nią pomodlić, nie godziła się na to. Mówiła, że mimo wiary sama sobie poradzi. Nie chciałam robić nic bez jej zgody.
Pewnego dnia jednak wyraziła zgodę na modlitwę. Prosiłam o szczęśliwe zakończenie tej sprawy, a także o spokój i radość. Już następnego dnia była weselsza. A wczoraj brat podobno się jej zapytał czy się czegoś nie nawdychała, bo pierwszy raz od dawna się śmiała . Sama mówi, że tak dobrze nie czuła się od wakacji i mimo problemów cały czas się uśmiecha.
Dowiedziałam się, że po naszych rozmowach i po kilkudniowej mojej modlitwie zmieniła podejście do modlitwy i religijności. Odnalazła sens rozmowy z Bogiem. Do mnie zwraca się ,,pani profesor” . I to wszystko przez sms-y…
Licealistka, osoba wierząca i praktykująca (chociaż obecnie nie jest to oczywiste połączenie. Mam bzika na punkcie wiary i muzyki :) Mam świadomość tego, że współcześnie bycie Chrześcijaninem nie zawsze jst pozytywnie odbierane, ale… nie potrafię i nie chcę żyć inaczej!