LOADING

Type to search

Share

Ilekroć myślę o moim smarkatym okresie życia, tyle razy przypominam sobie wielkie brzuchy od pierwszych truskawek. Czerwone place od soku i plamy na podkoszulku i domowe lody z koktajlu truskawkowego. Oto przepis: duuuużo cukru, sporo truskawek (porządnie rozgnieść widelcem) i pół butelki śmietany. Wszystko wymieszać i do zamrażalnika. Potem ostrą łyżeczką o grubym trzonku (żeby się nie wygiął) ukroić z mocą, albo zeskrobać (jeśli zamrażarka miała akurat dobry dzień) i rozpuścić w ustach zesztywniałym językiem.

Do picia kaskada, woda z syfonu albo napój w woreczku

Prawdziwe włoskie lody raz na jakiś czas, często po kościele w niedzielę, ale trzeba było odstać swoje w kilometrowej kolejce, bo na podobny pomysł wpadali wszyscy, którzy wchodzili z mszy. Dlatego z nieukrywaną radością smażyliśmy się w słońcu, automat do mrożenia grzał się, wydalając  z siebie lody w postaci półpłynnej, kubki przemakały, dłonie kleiły się od cukru. Przez pewien czas niezwykłym rarytasem stały się lody podobne do kostki masła, ale te to nie było sposobu zjeść na czysto i kulturalnie. Nie to, żebym wyjątkowo dbała o kulturalne jedzenie przysmaków, ale żal serce ściskał, gdy te pyszności skapywały na chodnik, wsiąkały w koszulę, lały się po rękach i przeciekały między palcami, a do ust trafiała bardzo nieduża porcja.

Jazda w aucie przy otwartym na oścież oknie

Wiatr targał włosy i zatrzymywał oddech. Pot lał się po plecach, bo te ówczesne cuda techniki nie miały klimatyzacji. Nikt nikogo nie przywiązywał do fotela, ani nie stawiał fotela na fotelu z oddzielnymi pasami. Na ulicach nie było korków i mało, kto posiadał takie cacuszko, jak samochód. Kąpiel w stawach rybnych, wakacje z kuzynami, nocne opowieści o duchach, polowanie na myszy. Snucie planów na przyszłość podczas odrabiania domowych obowiązków, gotowanie żarcia dla kota i psów, doglądanie dziadków, wieczorny zapach łąki, wilgotne poranki, hartowanie ducha.

Nigdy nie mówiliśmy: mamo nudzi mi się

Mieliśmy miliony własnych spraw, które wypełniały nam cały letni dzień. Bywaliśmy brudni i rozkrzyczani, ale także spokojni, kiedy sytuacja tego wymagała. Las był bratem, zwierzęta kamratami, wyobraźnia matką pomysłów i zabaw. Było nas pięcioro, staliśmy murem za sobą, kiedy tak należało. Nadstawić karku dla brata było zaszczytem, nie powiedzieć mu o tym – obowiązkiem, milczeć przed rodzicami – oczywistością.

Na dzień dziecka były smakołyki

Nikt nie spodziewał się prezentów w postaci przedmiotów. Naleśniki albo pierogi potrafiliśmy jeść o każdej porze odczuwając za każdym razem taką samą rozkosz, i jeszcze pieczonego kurczaka, za tego każdy z nas dałby się poćwiartować.

Zamiast grilla paliło się ogniska

Nabitą na kij kiełbasę każdy smażył samodzielnie, gdy wpadła w ogień przeżywał rozpacz, a potem musiał zaczynać na nowo z nową porcją. W popiele piekło się młode ziemniaki, a na polanie w lesie grało się w piłkę: dorośli i dzieci. Śmiało się  na całe gardło, wracając do domu śpiewaliśmy piosenki. Pierzyny były chłodne i pachnące powietrzem, wieczory ciepłe, głośne od grających świerszczy. Sypialiśmy szybko, żeby z ekscytacją wskoczyć w kolejny poranek.

Wydawało się, że taki świat będzie trwał wiecznie…

Tags:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

You Might also Like

Leave a Reply