LOADING

Type to search

Sto kilometrów pokory

Magdalena Pawlica 29 maja 2014
Share

Mimo pewnego doświadczenia w pieszych wędrówkach po górach i wiedzy jak bardzo może wykończyć nawet niewielka trasa, do Setki podchodziliśmy nieco jak do dłuższego spaceru. Nie zakładaliśmy, że uda nam się przejść całą Setkę, ale wszyscy zakładaliśmy, że zajdziemy dalej. Opolskie lasy, pola i wsie nauczyły nas pokory, pokazały jak ważna jest samodyscyplina, hart ducha i siła, zarówno fizyczna jak ich duchowa. Zarówno na trasie jak i w miejscu docelowym widzieliśmy właśnie siłę, hart ducha, odwagę i ogrom dyscypliny. Widzieliśmy też ludzkie słabości, krew, łzy i pot. Im dalej tym powietrze było gęstsze od radości zwycięstwa. Nie tylko tych którzy dotarli na metę, ale głównie tych, którym udało się zrobić kolejny krok, przejść jeszcze jeden kilometr, dotrzeć do kolejnego punktu kontrolnego. Od rana leje, wszędzie woda. Nawet myśli przemoczone są na wskroś.

 

Myśli zwątpienia czy startować, czy iść i moknąć. Kilka smsów, kilka wiadomości na Facebooku i decyzja podjęta. Idziemy! Część z nas ma wolne, część do 14 w pracy. Pakowanie, ostatnie zakupy i zbiórka pod Studenckim Centrum Kultury. Tłum gęstnieje, część odbiera mapy i karty startowe, część studiuje trasę marszu, inni siedzą oparci o ściany, na schodach, jeszcze inni ustawiają się po wodę i czekoladę. Pośród nich krzątają się harcerskie mundury. Słynny już HAK, czyli Harcerski Krąg Akademicki, organizatorzy tego ekstremalnego sprawdzianu. Hak to również kilka dodatkowych kilometrów do tytułowej setki. Mija godzina 18, ostatnie poprawki w plecakach, woda w rękę i ruszamy. Deszcz który zrobił sobie na chwilę przerwę pozwalając na grupowe zdjęcie po przejściu 500 metrów szybko ubrał nas w pałatki i płaszcze przeciwdeszczowe. Trasa przebiegała szybko, co parę chwil ktoś nas wyprzedzał, to zaś my wyprzedzaliśmy kogoś, wszystkim uczestnikom dopisywały nastroje. Bez problemu przemknęliśmy przez miejski teren, wychodząc poza opole, oczom ukazywał się krajobraz przekwitających rzepaków, falujących łanów zbóż, niewielkich strumieni oraz podmiejskich stadnin. Nie będziemy opisywać Wam całej podróży, niesamowitych widoków, zapachu lasu nocą skąpanego w deszczu. Powiem Wam za to, że nie było prosto, że nawet kiedy umysł każe iść to nogi odmawiają posłuszeństw. Zmęczenie, ból, pęcherze na stopach, a przed nami las, prosta droga przez las która potrafi przerazić nocną ciszą, ale i zachwycić pięknem. Zmierzyliśmy się z wyzwaniem i przeszliśmy 40km, w planach było więcej, przynajmniej 50, byłoby wspaniale gdyby był to 60 km. Niestety, źle rozłożone siły, szybkie tempo i za słaba kondycja nie pozwoliły iść dalej. Metalowy płot obok namiotu na 40km i pałatka służyły nam za postój i oczekiwanie na transport.

 Na dworze świta, deszcz spływa po dachach szemrząc przyjemnie w rynnach, gdzieś w sadach pojawił się sen i zbliża się szybkim tempem. Dotarliśmy do bazy, wymarzony ostatni punkt, szkoda, ze nie docieramy do niego pieszo. Humor poprawia talerz ciepłej zupy. Pomidorowa, nawet babcia tak dobrej nie gotuje. Kto może idzie spać, wcześniej rześki prysznic. Materace służące za łóżka na sali gimnastycznej stają się najlepszymi przyjaciółmi tych, którzy nie korzystają z maści przeciwbólowych, nie zwalczają pęcherzów na stopach lub nie opatrują innego rodzaju kontuzji. Na sali gimnastycznej cisza, z korytarza dobiega tylko co chwilę cichy stukot organizatorów biegających z kartkami, herbatą i prowadzących kolejnych uczestników do stołówki. Trzeba pojechać na punkt kontrolny, zorganizować kolejny, zweryfikować położenie tych którzy nadal w trasie. Pracy nie brakuje, ale wszystko działa, wszystko idzie płynnie. 12 godzina 52 minuta od startu. Tyle czasu potrzebowali pierwsi biegacze by dotrzeć do mety.

 

 Bez większej zadyszki, uśmiechnięci. Lokalne media, błysk lamp, szampan na mecie i uściski najbliższych, potem ciepła zupa, prysznic i zasłużony odpoczynek. Tego dnia jeszcze 41 osób przekroczyło linię mety. Łącznie 43 osoby i pies. 43 osoby które o własnych siłach w ciągu niecałych 24 godzin przeszły w niełatwych warunkach ponad 100km. Zmęczeni, obolali ale zadowoleni, siedzą wszyscy w rzędach na drewnianych ławeczkach, czas podziękowań, czas gratulacji i wręczenia nagród, pamiątkowych dyplomów. Kto może wraca do domu, kto chce, lub musi poczekać spędza noc na szkolnej sali, rankiem z ostatnimi podziękowaniami dla organizatorów wraca w rodzinne strony. Niezaspokojona duma każe tu wrócić za rok, każą tutaj wrócić również wrażenia, chęć poznania nowych ludzi i przeżycia przygody. Ten rajd uzależnia. Ten rajd uczy pokory nawet zwycięzców.

Poprzedni artykuł

Leave a Reply