„Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?” (Mt 19; 27). Tak oto Piotr, bo któż by inny, dopytuje o profity jakie docelowo wyniknąć mają z łażenia za Chrystusem. Otóż to, ja też lubię wiedzieć konkretnie, co i za ile, a jeszcze dobrze byłoby gdybym znał termin płatności. Czasami zadawałem sobie, po cichu w duszy, pytanie – czy można w stosunku do Jezusa tak postawić sprawę, bardziej po męsku, czyli konkretnie, zadając mu pytanie – co ja z tego będę miał, że będę za Tobą łaził i Cię słuchał. Postawa nieszczerego wycofania raczej kazałaby się nie wychylać i w odpowiednim momencie grzecznie składając rączki i niewinnie opuszczając wzrok raczej odgryźć sobie język niż zapytać o to wprost. I po dłuższym zastanowieniu się nie chciało mi wyjść nic innego jak to, że chyba to takie obłudne jest nieco stanowisko wspierane dyżurnymi, nieśmiertelnymi niczym napis na pierwszomajowym transparencie, sloganami typu: Jezus przecież nieustannie obdarza cię łaską, umarł za ciebie na krzyżu, więc nie wybrzydzaj lub zwyczajne – wstydu nie masz. Twierdzę tak również z tego powodu, że Piotr jednak zapytał się Jezusa, a więc skoro on to zrobił – ja też mogę, a nawet powinienem. Powiem więcej, poszedłem jeszcze dalej, bo jak pamiętamy z ewangelii odpowiedź Jezusa była nieco wymijająca, i walnąłem z grubej rury – to mi Jezusie pokarz.
I pokazał, na swój sposób, ale zrobił to. Pierwsze co otrzymałem od Jezusa to pokój (nie mylić ze spokojem), a to w dzisiejszym świecie wartość niebywale rzadko spotykana. Pokój Jezusa jest odwrotnością tumiwisizmu, jest ładem w samym sednie swej istoty. Ja mogę mieć w życiu tygiel, ale w sercu mam pokój. Jezus – jednym słowem rzecz ujmując – przekręcił mi myślenie i bynajmniej nie o 180 stopni – jeszcze bardziej. Do pewnego momentu myślałem jakoś płasko i wąsko – tak też się i czułem. W momencie gdy w życie rzeczywiście wchodzi Chrystus, wkracza w nie przestrzeń. To jakby wyjść z zamkniętego, zatęchłego, małego pomieszczenia (tzw. swojego świata) wprost na przestronną połoninę. I nagle okazuje się, że po chorobę mi cała reszta… , tego budzącego takie pożądanie szmelcu. On pojawia się, bo jest potrzebny, a nie dlatego, że ja czuję potrzebę, żeby był.
W moim przypadku odpowiedź na toporne pytanie – ile z tego będę miał – przestała być liczebnikiem. Odpowiedź Chrystusa nadal wobec mnie jest pytaniem (takim lekko weryfikującym) – a mianowicie takim: jak będziesz miał, to co masz – a przede wszystkim kim jesteś wobec utopii świata przedmiotów.
Zatem sorry Winnetou, kto pyta, to czasem wie.
Ojciec, pracownik, poeta (?).
Jestem też WMM (wielkim miłośnikiem miłosierdzia w/g zasady „błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią)
OPIS ZDJĘCIA PROFILOWEGO: Takich trzech jak nas dwóch, to ani jednego nie ma.