Warto na początek powiedzieć kilka słów o powstaniu kalendarza. Kalendarz, z którego obecnie korzystamy, tzw. Gregoriański to zreformowany kalendarz juliański, z którego korzystano jeszcze w starożytnym Rzymie. Kalendarz juliański, stworzony na życzenie Juliusza Cezara zawierał kilka błędów, między innymi z powodu lat przestępnych, stąd zdecydowano się na reformę. W tej chwili korzystają z niego Kościoły wschodnie (np. Prawosławie, Ormianie), bardzo długo był oficjalnym kalendarzem Rosji (nie wiem, czy wiecie, ale rewolucja październikowa wybuchła 6 listopada). Kalendarz gregoriański jest oficjalnym obowiązującym w świecie, natomiast różne kultury i wyznania mają swoje kalendarze. Tutaj też warto podkreślić, że tzw. nasza era, w świecie chrześcijańskim liczona od daty narodzin Chrystusa, nie jest przełomowym momentem dla wszystkich, a na pewno nie dla Rzymian korzystających z kalendarza juliańskiego. Lata tego kalendarza liczono od daty powstania Rzymu. Dopiero w 525roku papież Jan I postanowił wprowadzić naliczanie dat od narodzin Chrystusa. Do dokonania potrzebnych obliczeń powołał pewnego uczonego mnicha zwanego Dionzjuszem Małym.
Zanim zajmiemy się Dioznjuszem i jego obliczeniami, kilka słów o świętach chrześcijańskich i w ogóle o świętowaniu w starożytności.
Młody Kościół świętował przede wszystkim Paschę i każdą niedzielę (początek tygodnia żydowskiego, który kończy się sobotą – szabatem) jako pamiątkę Zmartwychwstania oraz Pięćdziesiątnicę, czyli Zesłania Ducha Świętego. Z czasem dokładano wspomnienia śmierci męczenników. Dopiero w IV wieku, gdy skończyły się oficjalne prześladowania chrześcijan zaczęto obchodzić inne święta.
Tymczasem nie za bardzo przejmowano się obchodzeniem urodzin. Dla żydów – a to na ich tradycji bazuje chrześcijaństwo, data urodzin nie miała żadnego znaczenia. Natomiast istniało pewne przekonanie, że wielcy ludzie umierali w dniu swoich narodzin. Według Talmudu (coś w rodzaju naszego katechizmu), Izaak umiera w rocznicę swoich urodzin. Tak też początkowo wyliczano datę narodzin Jezusa, którą szacowano na 25 marca. Jednak nie można było świętować jednocześnie Zmartwychwstania i Bożego Narodzenia, stąd trzeba było wybrać inną datę.
W przypadku starożytnych Rzymian czy Greków było podobnie. Tylko wielcy ludzie obchodzili swoje urodziny wybierając dowolną datę. Nikt nie zapisywał dnia narodzin byle kogo, a przecież nie było wiadomo kim ktoś będzie.
Wracając jeszcze na momencik do kalendarza. Zarówno kalendarz gregoriański, jak i jego pierwowzór – juliański to tzw. kalendarze słoneczne. Czyli opierające się przede wszystkim na porach roku. Z rytmu wyznaczanego przez naturę ludzie korzystali od zarania dziejów. Najważniejsze żydowskie święto – święto Paschy zostało wyznaczone
na pierwszą pełnię księżyca po równonocy wiosennej. Stąd zmienność daty.
Podobnie było u pierwszych chrześcijan, których rytm życia również wyznaczały pory roku. Urodziny Jana Chrzciciela jednego z najważniejszych świętych chrześcijańskich ustawiono na przesilenie letnie, stąd też 6 miesięcy później narodziny Jezusa (o 6 miesiącach różnicy między kuzynami mówi nam św. Łukasz w ewangelii). Być może było to jakieś nawiązanie do tradycji Talmudu, z tym że dzień śmierci wypadał w dniu poczęcia.
Teraz wrócimy do Dionizjusz Małego. Pamiętajcie, że do swoich obliczeń zabrał się w jakieś 500 lat po narodzeniu Chrystusa, nie miał takiej wiedzy, a ni takich narzędzi jako obecni uczeni. Dlatego też darujmy mu ten mały błąd – ok. 3 do 7 lat. Św. Łukasz trochę namieszał wrzucając do swojego opisu Heroda i Kwiryniusza, którzy piastowali swoje urzędy w różnym czasie. Herod zmarł ok. 4 wieku przed Chrystusem, natomiast Kwiryniusz swojego spisu dokonał dopiero w 4 wieku po Chrystusie, a ewangelista wspomina go dlatego, że był bardziej znany. Stąd też trudno o ustalenie dokładnego roku narodzin Naszego Pana.
Dionizjusz wyliczył też, że Pascha w roku śmierci Chrystusa wypadała właśnie 24/25 marca. Dziś wiemy, że Jezus zmarł 7 kwietnia. Także błąd za błędem, poprawiony błędem trochę nam w tym wszystkim miesza.
A skąd ten kult słońca nam się wziął? Jezus jako światłość świata (prolog ewangelii św. Jana), wschodzące słońce (kantyk Zachariasza) rozprasza ciemności. Słońce zwycięża z nocą, właśnie 25 grudnia, jak myślano. Może być to jakiś trop, jakaś symbolika, jakiś powód, dla którego narodziny Chrystusa umieszczono właśnie w dacie przesilenia zimowego, a nie letniego. Nie ma natomiast żadnych, absolutnie żadnych poszlak, że było w tym czasie obchodzone jakieś pogańskie święto słońca. Takie święta zdarzały się raczej wiosną i latem, gdy było ono najsilniejsze. Było też rzymskie święto, które powstało stosunkowo późno i już wtedy, gdy chrześcijanie obchodzili Boże Narodzenie.
Religia chrześcijańska nie jest niczym wtórnym, bazującym na pogańskich zwyczajach. Fakt, są tradycje i zwyczaje, które Kościół ochrzcił – jak choćby święto zmarłych. Odrzucając grzech i herezję, wierząc, że Bóg w jakiś tajemniczy sposób objawiał się wszystkim narodom, czerpano z ich tradycji. Jednak Boże Narodzenie przypomina nam o wyjątkowości naszego Boga, na tle wszystkich ludzkich wymysłów. To On pierwszy pochyla się nad człowiekiem, to On jedyny uniża się do swojego stworzenia. W każdej innej religii człowiek może polegać tylko na sobie, to on ma doskoczyć do bóstwa. Jahwe objawia się sam, jako miłosierny i pragnący być z nami, jako Emmanuel.
Uczestniczka Akademii Dziennikarstwa.