Nie tak dawno odbyłem ciekawą rozmowę z młodym człowiekiem, bardzo mocno zaangażowanym w walkę ze smogiem w naszym mieście i nie tylko w nim. Poruszyliśmy kilka tematów. Jednym z nich, choć nie głównym, był temat zanieczyszczenia powietrza. Temat „wypłynął” po części z niedzielnego kazania, a dokładnie to z naszej wspólnej refleksji, że my, chrześcijanie w Polsce to mamy nie tylko niską samoświadomość naszego chrześcijaństwa, ale także bardzo małą albo zerową wręcz umiejętność zaangażowania się w sprawy społeczne. Innymi słowy: jesteśmy chrześcijanami egoistami, którzy coś dla dobra wspólnego zrobią tylko wtedy, jak dotyka to nas osobiście lub jak mamy w tym interes (to oczywiście na pewno krzywdzące uogólnienie, ale przyjmijmy je na wstępie). Jednym z takich działań na rzecz dobra wspólnego jest walka o czyste powietrze w naszym kraju. Oczywiście nie sposób nie zgodzić się z tą tezą. Rzeczywiście wśród chrześcijan powinna być nie tylko większa świadomość spraw społecznych, ale i większe w nie zaangażowanie. Wynika to nie tylko z katolickiej nauki społecznej, ale przede wszystkim z przykazania miłości bliźniego. I w tym względzie całkowicie się z moim rozmówcą zgadzałem. Zupełnie się także z nim zgadzałem w konkretnej sprawie czyli konieczności walki o czyste powietrze w naszym mieście ale i wszędzie w Polsce. Nie ulega chyba wątpliwości, że jest to ważne z wielu przyczyn. Przede wszystkim chodzi o nasze zdrowie i życie! Więc, żeby była jasność: całkowicie popieram starania mające na celu poprawę jakości powietrza (ale także wody, zieleni, etc.)! Nie tylko u nas, ale i w całej Polsce, i na świecie. Ale…
Niestety nie mogę się do końca zgodzić z tymi eko-entuzjastami jeśli chodzi o środki i sposoby tego działania. Owszem, nie można tych sposobów w czambuł potępiać, bo lepsze takie działanie niż żadne, ale osobiście uważam, że nie tędy droga.
W czym moim zdaniem tkwi problem? Gdzie, jak sądzę, błądzą nasi „ekolodzy”? Otóż zakładając czujniki smogowe, bijąc na alarm, że miasto jest coraz bardziej zadymione, uderzając do władz miasta, uświadamiając mieszkańców, że należy z tym walczyć, zgłaszając do straży miejskiej przypadki, gdy ktoś pali w piecu niewłaściwym opałem, a przez to z komina wydobywa się szkodliwy dym, tak naprawdę to ci eko-entuzjaści tym sposobem walczą ze SKUTKAMI smogu, a nie z jego PRZYCZYNĄ!!! Owszem, jest to na pewno „jakieś działanie”, ale moim zdaniem z perspektywy „dalszej” nie tylko jest to mało skuteczne, co wręcz nazwałbym to „robotą głupiego”. Zanim ktoś się oburzy, proszę posłuchać mojego uzasadnienia.
A więc na początek pewien obraz, żeby lepiej zrozumieć sytuację. Wyobraźmy sobie, że mieszkamy w bloku i nasz sąsiad z góry wyjechał na wakacje zostawiając odkręcony kran i w ten sposób skutecznie zalewa nasze mieszkanie. Co zrobiłby normalnie myślący człowiek? W pierwszej kolejności skontaktowałby się z sąsiadem z góry i apelował, by jak najszybciej zakręcił wodę! I dopiero gdy ten by to uczynił przyszedłby czas na remontowanie i osuszanie własnego mieszkania. Gdybyśmy tego nie zrobili, gdyby kran był cały czas odkręcony, a woda bezustannie kapała nam z sufitu, a my w tym czasie wycieralibyśmy meble i latali z suszarką do włosów susząc ubrania, ściany i wszystko co mamy w domu, a woda cały czas kapałaby z sufitu, to czy ktoś obserwujący nas z boku tych naszych działań nie nazwałby „robotą głupiego”?
I niestety takie właśnie działania podejmują nasi eko-entuzjaści… Nie tędy droga! Trzeba zająć się przyczynami, realnymi przyczynami smogu, a nie ich skutkami! Najpierw trzeba zakręcić kran, a potem suszyć mieszkanie, drodzy eko-entuzjaści! A co jest tym zakręcaniem kranu? Hmm… Żeby to zrozumieć, trzeba postawić sobie fundamentalne pytanie: dlaczego z tych kominów leci niezdrowy dym? Odpowiedź jest prosta: bo ludziom jest zimno! Trzeba więc sprawić, żeby ludziom było ciepło! A jak to zrobić? Wiadomo, że każdy człowiek będzie robił WSZYSTKO, żeby swoje mieszkanie ogrzać jak najtańszym kosztem! A koszty zawsze będzie przeliczał bardzo doraźnie i krótkowzrocznie! A więc nawet najwspanialsze uświadamianie ludzi nic nie pomoże, bo nic nie da tłumaczenie ludziom, że warto zapłacić drożej za opał, a wydać potem mniej na lekarza i odzyskiwanie zdrowia. Ludzie myślą DORAŹNIE, a nie dalekowzrocznie! Dla nich o wiele ważniejszy jest doraźny, obecny efekt w portfelu, niż wirtualnie zaoszczędzone na przyszłym leczeniu pieniądze! I ten sposób myślenia jest niestety częścią skażonej przez grzech natury człowieka i na nic tu wszelkie „uświadamianie”! Nic ono nie da! Sama ŚWIADOMOŚĆ, że to co czynię jest złem i grzechem jeszcze nikogo (prócz Sokratesa) nie nauczyła postępowania godziwego moralnie! Każdy człowiek nawet jeśli wie, że to co robi jest grzechem i złem, i tak to zrobi, jeśli będzie miał w tym INTERES, przyjemność, etc. Chyba, że jest święty…! Wtedy nawet nie tyle taka świadomość, co miłość do Boga i bliźniego skłoni go do zaniechania grzechu. Jeśli więc szanowni eko-entuzjaści jesteście przekonani, że nasze społeczeństwo jest święte, gratuluję! Wasze działania mają sens! Podziwiam jednak wasz optymizm…!
A więc którędy droga, jeśli nie tędy? Nie jestem specjalistą, ale wydaje mi się, że rozwiązaniem byłoby sprawienie, żeby ludzie sami, dobrowolnie zrezygnowali z opalania domów dymiącym i smrodzącym paliwem. Jak to zrobić? Poprzez portfel! I to jedyny sposób! I wcale nie chodzi o nakładanie kolejnych kar finansowych na wszystkich, którzy kopcą w domowych piecach! To też robota głupiego (ale to osobny temat…). Chodzi o to, by ludzie sami dobrowolnie zrezygnowali z opału takim nieekologicznym paliwem, a wybrali paliwo ekologiczne. Kiedy to zrobią? Tylko wtedy, gdy paliwo ekologiczne będzie TAŃSZE niż nieekologiczne! Proszę pomyśleć zdroworozsądkowo! Czy myślicie, że pani Kowalska, która ma powiedzmy 70 albo nawet 40 lat i ogrzewa swoje mieszkanko miałem czy mułem robi to z radością i przyjemnością? Czy kiedyś paliliście w piecu węglowym centralnego ogrzewania?! Czy wiecie ile to trudu, brudu i „zachodu”?! Toż ta pani Kowalska sto razy bardziej wolałaby palić gazem, czy używać pompy ciepła, gdyby ją było na to stać! Gdyby te urządzenia lub paliwo było tańsze niż węgiel, koks czy muł! Ale panią Kowalską zwyczajnie na to nie stać! A takich pań Kowalskich są tysiące, bo nie każdy zarabia kilka tysięcy na miesiąc! Oczywiście niektórzy myślą, że rozwiążą problem jak podwyższą cenę paliw nieekologicznych (np. węgla) do takiego poziomu, że bardziej będzie się opłacało palić gazem, bo rzeczywiście wyjdzie taniej. Ale to nie rozwiąże problemu! Bo nie chodzi o podwyższenie ceny węgla lecz OBNIŻENIE ceny gazu! To dopiero zlikwiduje problem. Inaczej pani Kowalska przestanie palić drogim węglem, wcale nie zacznie palić równie drogim (choć tańszym od węgla gazem), lecz zacznie zbierać i palić stare buty i śmieci! I wtedy dopiero będzie zdrowo! I co jej zrobi straż miejska? Da mandat, który ona i tak z głodowej renty nie zapłaci? Zamknie w więzieniu?! No tak… To rozwiąże problem… Pani Kowalska przestanie palić, bo w wiezieniu będzie miała ciepło… Tylko w takiej sytuacji trzeba dobudować więzień, bo te które są szybko się zapełnią.
Zatem którędy droga? Wydaje się, że jedynym, sensownym rozwiązaniem jest usunięcie przyczyny, czyli obniżenie cen paliw ekologicznych lub urządzeń produkujących ciepło ekologiczne. I to chyba JEDYNA droga. No chyba, że ktoś ma „chody u Pana Boga” i zlikwiduje zimę.
Co zatem powinni zrobić eko-entuzjaści? Nie latać po wsiach i montować czujniki, nie donosić do straży miejskiej na kopcących sąsiadów, lecz uderzyć do ludzi, którzy realnie decydują o cenie gazu w Polsce, cenie ekologicznego węgla (jeśli taki istnieje), a także cenie pieców ekologicznych i pomp ciepła. A zatem trzeba uderzać „do góry”, a nie „w dół”. Niewątpliwie zwykłych ludzi też trzeba uświadamiać, bo to oni są w ostateczności wyborcami, suwerenem „góry”. Ale na nic to się zda, jeśli poważni decydenci „na górze” w swoich planach (czytaj: programach wyborczych) wcale nie mają żadnych zamiarów zmiany sytuacji ekologicznej kraju, albo mają plany totalnie nierealne, mrzonki. Jeśli duża partia „X” która ma realne szanse na wygranie wyborów nie ma „zamiarów ekologicznych”, ale za to obiecuje Polakom bogactwo, albo druga partia „Y”, która ma mniejsze szanse na wygranie wyborów i również nie ma „ekozamiarów”, za to obiecuje Polakom wolność z pułki „róbta co chceta” (czyli: kradnijta podatki, zabijajta nienarodzonych, kopulujta z kim chceta…), to jak myślicie, na kogo Polacy zagłosują? Czy wygrają pieniądze, „biegunka moralna” czy ekologia? Odpowiedzcie sobie sami…
I od razu odpowiedź na ewentualne pomysły typu: „stwórzmy zatem partię zielonych! Niech oni zabiegają o ekologiczne interesy Polaków!” No genialny pomysł! Genialny! W sumie w Polsce jeszcze takiej nie mamy! Jest miejsce do zagospodarowania na polskiej scenie politycznej! Może to zadziała! Niestety… NIE ZADZIAŁA! Partie „zielonych”, w krajach, gdzie istnieją w znikomym stopniu, nie zabiegają o interesy ekologiczne! Stały się po prostu zwykłym „ramieniem lewaków” na Zachodzie. Bardziej interesują ich ruchy feministycznie, parady równości, małżeństwa homoseksualne, „dzieci kwiaty bis”, walka o „brzuchy kobiet” i ateizację społeczeństwa, niż o interesy ekologiczne! I to jest niezbity fakt! Poczytajcie sobie kim są przywódcy „zielonych” w partiach politycznych na Zachodzie i w europarlamencie! Wszystko to ludzie o lewicowych poglądach, ateistycznym światopoglądzie, których prywatnie życie moralne jest co najmniej denne! U nas byłoby to samo! Gdyby taka partia się „wykluła” (co nie jest niemożliwe, a sądzę że nawet te działania eko-entuzjastów ku temu zmierzają), to tak naprawdę zamiast interesów ekologicznych Polaków taka partia szybko przerodzi się w kolejną „kolumnę lewactwa” w polskim parlamencie. Niestety, nawet jak ideały są piękne, to władze deprawuje i z dawnych ideowców po dojściu do władzy stają się szybko wyrachowani gracze.
Skąd o tym mogę wiedzieć? Wystarczy uważnie obserwować! Po pierwsze: kiedy nastąpiło nagłe „ożywienie ekologiczne” Polaków? Teraz, gdy u władzy jest PiS, a jego opozycjoniści próbują na każdym polu podkopać działania tej partii (nie obchodzi mnie czy dobre, czy złe!). Problem smogu istnieje od kilkunastu lat, ale jakoś wcześniej nikt tego nie dostrzegał (prawie nikt), a teraz nagle wszyscy to widzą jako problem nr 1 dla Polski! Czy to nikogo nie zastanawia? Gdzie byli eko-entuzjaści, gdy rządziła PO? Dlaczego nagle problem smogu stał się taki poważny? Gdzie byli ludzie protestujący, gdy premier Pawlak podpisywał „bandycki” dla Polski kontrakt na gaz z Rosją?! Dlaczego nikt wtedy nie krzyczał, że to spowoduje wzrost popytu na węgiel (zwłaszcza tani opał) i tym samym zwiększenie smogu?! Teraz się obudziliście?! Przypadek!? Tu nie chodzi o ekologię lecz o politykę, a to jest wstrętne! To pierwszy dowód. Po drugie: gdzie byli ekolodzy, jak niszczono siatkę urbanizacyjną Krakowa?! Pobudowanie wysokich budynków w miejscach gdzie ich być nie powinno spowodowało (to nie moje zdanie, lecz specjalistów!), że zaburzono naturalny „ciąg wiatru”, przewiew, „przeciąg”, który w miarę skutecznie przez wcześniejsze lata „oczyszczał Kraków i okolicę” ze smogu i „hucianych wyziewów”. A jednak biznes deweloperski miał silniejsze wpływy na władzę miast niż ekologowie. Gdzie „zieloni” wtedy byli?! Dlaczego nie krzyczeli?! Teraz się pojawili?!
A teraz drugi dowód, że wasze działania, kochani eko-entuzjaści są faryzejskie. Myślicie, że jak założycie maseczkę filtrującą na twarz i w ten sposób chodzicie po ulicach, to już jesteście „eko”? A ja pytam: kto z szanownych eko-entuzjastów jeździ do pracy środkami komunikacji zbiorowej, hybrydą, rowerem lub chodzi pieszo? Jeśli tego nie czynicie, nie macie moralnego prawa pouczać ludzi o ekologii i gnębić tych co produkują smog! Samochody mają potężny wpływ na stan naszego powietrza! I temu nie zaprzeczycie! Przecież w lecie, gdy w centralnych ogrzewaniach się nie pali smog nad Krakowem wcale nie jest mniejszy niż zimą! Kto go wtedy produkuje!? Krasnoludki?! Poza tym: jest się bardzo mądrym i „pro eko”, jak się mieszka w mieszkanku opalanym przez odległą elektrociepłownię (która też szkodzi!), a nie w domu jednorodzinnym wybudowanym w czasach komunistycznych, który to dom ma mizerne ocieplenie i przestarzałe ogrzewanie centralne, bo właścicieli nie stać na remont. Nie macie – „eko” mieszkańcy bloków – prawa żądać od tamtych, by wam nie kopcili! Wy też kopcicie tylko w innym miejscu! I nie opowiadajcie o filtrach na kominach ciepłowniczych, bo każdy dyrektor elektrociepłowni wie kiedy i jak takie filtry wyłączyć, by zaoszczędzić! A jak ich nie wyłączy, to wasze rachunki z ogrzewanie będą takie, że szybko zmienicie swe „eko podejście”.
Dlatego uważam, że cała ta eko-moda obecna ostatnio w mediach i nie tylko to jest jedna wielka „ustawka”. Owszem, problem smogu jest poważny i konieczny do rozwiązania, ale sposób jego naprawy jest do niczego, a i „naprawiacze” mają zupełnie inne cele… Oczywiście, wiem że są wśród eko-entuzjastów ludzie bardzo szlachetni, prawdziwi idealiści i do tego realnie zainteresowani faktycznym dobrem wspólnym, ale mam wrażenie, że ci szlachetni ludzie są zwyczajnie manipulowani i wykorzystywani do niezbyt szlachetnych celów przez zwykłych karierowiczów, manipulatorów i graczy politycznych. Te hieny żerują na ich chrześcijańskim poczuciu dobra wspólnego, pracowitości, pomysłowości i oddaniu sprawie. Pamiętajcie! Prawdziwi kierujący nigdy nie siedzą na pierwszym siedzeniu, w pierwszym rzędzie! Zawsze z tyłu, zawsze z drugiego siedzenia! A wy powinniście sobie w całym swym młodzieńczym zapale wziąć do serca słowa z Ewangelii: „macie być nieskazitelni jak gołębice i przebiegli jak węże”! Nie wolno dawać się naiwnie wykorzystywać, do niecnych celów, złu, które kryje się za parawanem dobra! To niechrześcijańskie – taka naiwność!
Ks. Marek Suder