Rozmowa z S. MARIĄ MIANNIK, loretanką, sekretarzem redakcji miesięcznika „Tak Rodzinie”, teologiem nauk o rodzinie i zakrystianką. Siostra od 11 lat jest w Zgromadzeniu Sióstr Loretanek, uwielbia układać kompozycje kwiatowe i jest zakonnym fryzjerem.
Jak Siostra trafiła do zgromadzenia?
Kończąc studia, zaczęłam się poważniej zastanawiać nad wyborem drogi życiowej: czy ma to być małżeństwo czy klasztor. Wybrałam. Chciałam zostać siostrą zakonną, nie wiedziałam tylko w jakim zgromadzeniu powinnam być. Kiedy mój wujek został proboszczem parafii Matki Bożej Loretańskiej na warszawskiej Pradze, poprosił mnie o pomoc w przeprowadzce. Tam właśnie przez okno plebanii zobaczyłam loretankę. Od razu wiedziałam, że to jest zgromadzenie, którego szukam. Chociaż zewnętrznie nie podobał mi się strój sióstr, szczególnie welon. Pomyślałam wówczas, że tego za nic w świecie na głowę nie ubiorę! Absolutnie, nie! Jednak poznałam siostry bliżej. Opowiadały o Panu Bogu i były takie normalne. Jedna z sióstr powiedziała mi z uśmiechem zdanie, które wpłynęło na moją decyzję o wstąpieniu do zgromadzenia: „Decyduj się: albo w lewo, albo w prawo. To już ten czas, kochana, bo dzwonek dzwoni :-)”. Miałam wtedy 26 lat. Oczywiście była modlitwa i rozeznawanie, ale te słowa popchnęły mnie do działania.
Jak się Siostra oswoiła ze strojem?
Po prostu się przyzwyczaiłam. Welon jest oryginalny. Teraz wiem, że noszę go na głowie nie po to, aby pięknie wyglądać, ale żeby upodobnić się do Chrystusa, który swoje oblubienice – królewny – ubiera w koronę. Ja teraz tak go traktuję, jako królewską koronę. To jest znak oddania Jezusowi. Jestem Jego własnością, Jego królewną.
Jak Siostra się czuje na tej drodze?
Wiem, że jestem na właściwym miejscu. Owszem, były różne trudności i kryzysy. Największy z nich dotknął mnie po pierwszych ślubach. Zaczęłam chorować. Bałam się, że nie będę mogła zostać w zgromadzeniu. Na początku lekarze nie potrafili rozpoznać choroby. Były różne pomysły… Zapalenie stawów, które lekarze w końcu zdiagnozowali jako początki RZS, nic dobrego nie wróżyło. Choroba zaatakowała stawy skokowe. Nie mogłam chodzić, to było dla mnie bardzo trudne. Szpital, badania… Pewnego dnia pomyślałam, że po tych wszystkich badaniach i prześwietleniach sama będę już świecić jak żarówka. Powiedziałam Bogu, że jeśli chce mnie jako loretankę, to niech coś z tym zrobi. Po jakimś czasie choroba tak jak nagle się pojawiła, tak też zniknęła. Badania wyszły dobre. Dostałam pewny dowód Bożej miłości.
Jak dalej Jezus Siostrę prowadził? Do czego powoływał w zgromadzeniu? I jak się Siostra przekonała, że to jest na pewno to zgromadzenie?
Od początku mojego życia zakonnego (poza jednym rokiem nowicjatu w Loretto) jestem w tym samym domu i pracuję w wydawnictwie. Jako nowicjuszka pomagałam w redakcji „Różańca”. Po pierwszych ślubach zostałam sekretarzem miesięcznika dla rodziców i wychowawców „Sygnały Troski”, który zgodnie z potrzebą czytelników, przekształciliśmy w nowoczesny magazyn dla rodziców „Tak Rodzinie”. Najmłodszy magazyn Wydawnictwa Sióstr Loretanek „Tak Rodzinie” istnieje od 2013 roku, byłam świadkiem narodzin tego „dziecka”. Razem z małym zespołem redakcyjnym i grupą piszących autorów staramy się robić po prostu dobrą gazetę. Opowiadać o Bogu, o życiu i o rodzinie poprzez historię i doświadczenie innych. Chcemy dotrzeć do tych rodzin i małżeństw, którzy szukają Boga oraz pragną dobra dla swoich dzieci. A po godzinach i w tak zwanym „międzyczasie” jestem zakrystianką w naszej klasztornej kaplicy. Różnie wychodzi to godzenie dwóch obowiązków, ale miło jest krzątać się blisko Chrystusa i jak jest taka potrzeba, nawet w zakrystii prowadzić rozmowy przez telefon z autorami. A gdyby pojawił się niespodziewany problem, to mogę przecież od razu zasięgnąć rady Szefa :-)
Jak to się stało, że Siostra trafiła do pracy w redakcji miesięcznika „Tak Rodzinie”?
Wola Boża i decyzja Przełożonych:-)
To musi być ciekawa i twórcza praca. Służba rodzinie, a zwłaszcza tworzenie klimatu domu nazaretańskiego: jedności, zrozumienia i szacunku, jest też mocno wpisana w nasz loretański charyzmat. Jak to Siostra postrzega?
Kocham ludzi i w każdym staram się dostrzegać Boże piękno. Gdyby nie istniały piękne i dobre rodziny, nie byłoby pięknych i dobrych ludzi, nie byłoby pięknych i mocnych powołań. O takie rodziny silne wiarą warto walczyć i bronić. Dostrzegał to Założyciel naszego zgromadzenia bł. ks. Ignacy Kłopotowski. Wiedział, czym jest sakramentalne małżeństwo. Wiedział, kim jest człowiek i jaką wartość ma on w oczach Boga. Starał się pomagać tym najbardziej zaniedbanym moralnie: biednym rodzinom, dzieciom, prostytutkom. W każdym widział piękno.
Praca w „Tak Rodzinie” to też afirmacja piękna człowieka, takiego, jakim chciał go Bóg, jako „mężczyzny i niewiasty”. Poznaję wiele małżeństw, które opowiadają o swoim życiu, dzielą się tym, co dał im Bóg. Często są to trudne doświadczenia, ale przeżywane razem z Bogiem stają się skarbami. Niedawno odwiedziło nas w redakcji zaprzyjaźnione małżeństwo: Piotr i Hania. Przyjechali ze swoim 8-miesięcznym synkiem, aby pokazać ten skarb, o którego życie walczyli ponad pół roku. Modliliśmy się za małego Michałka i nadal się modlimy. Urodził się z zespołem Downa i poważną wadą serca. Musiał przejść już kilka operacji, a czekają go jeszcze następne. Jak mówią rodzice: „Teraz jest dobrze”. To był wspaniały moment: szczęśliwa mama, która trzyma na rękach dziecko. Promieniejąca. Tak naprawdę, to takie rodziny tworzą „Tak Rodzinie”. My w redakcji staramy się tylko dać im miejsce, aby mówiły, jak wielkie rzeczy Bóg zdziałał w ich życiu. Modlimy się za naszych Czytelników, zanim jeszcze gazeta trafi do ich rąk.
Co to za pismo?
Odważnie łączymy nowoczesność i tradycję. Wiele osób biorąc po raz pierwszy nasze pismo do ręki, nawet nie podejrzewa, że wydawane jest ono przez siostry zakonne. Promujemy rodzinę, patriotyzm i wartości katolickie poprzez żywe obrazy i przykłady konkretnych rodzin. Chcemy z takim przekazem docierać do wszystkich – bez pouczania i moralizowania. „Tak Rodzinie”, według naszych ankiet, czytają głównie młodzi rodzice. Staramy się więc wychodzić naprzeciwko ich potrzebom. Jest nieco psychologii, porad wychowawczych, są recenzje dobrych filmów, gier i książek, trochę historii i duchowości. Na łamach prezentujemy dużo obrazów z życia pokazujemy, że warto być katolikiem, żyć według tych wartości i pokonywać codzienne trudy. Bohaterowie z „Tak Rodzinie” to normalni ludzie. Zwyciężają i przegrywają. Opowiadają o tym, jak sobie radzą i przede wszystkim z Kim pokonują trudności.
Jakieś plany redakcyjne?
Plany redakcyjne zawsze są takie same: podejmujemy wyzwania stawiane przez Czytelników. Muszę przyznać, że to nie jest łatwe. Często dostajemy konkretne pytania i sugestie co do tematu numeru. Odpowiedzią na takie zapotrzebowanie jest między innymi np. nowy cykl o spowiedzi, który będziemy mieli w tym roku: Proste rozmowy między dwiema damami… a kapucynem. Cykl poprowadzi znany i ceniony spowiednik o. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap. Chcemy wyjaśniać wątpliwości, podpowiedzieć rozwiązania i pomagać przełamywać powstające obawy związane z sakramentem pokuty i pojednania.
Łucja napisała, że „ostateczna walka między Bogiem a szatanem rozegra się o małżeństwo i rodzinę”. Macie jakąś receptę na uratowanie rodziny?
Tylko Bóg ją zna, a raczej sam jest tym ratunkiem. Jeśli On znajdzie miejsce w domach i sercach naszych rodzin, to nic więcej nie potrzeba. Rodzina będzie trwać.
Dlaczego warto sięgnąć po „Tak Rodzinie”?
Bo to pismo należące do „rzadkiego gatunku dobra” . Można razem z nim nauczyć się dbać o małżeńską duchowość, zaprzyjaźnić się z Biblią, odkryć talenty dziecka i poznać polską historię. Jest tu również 8 stronicowy dodatek o św. Hildegardzie pt. „Styl życia”: zdrowie, przepisy z hildegardiańskiej kuchni, krzyżówka i benedyktyńska duchowość. Ja lubię zabierać „Tak Rodzinie” ze sobą w podróż, czytam z nowym spojrzeniem na zawartość, ale najczęściej oddaję do rąk spotkanych po drodze ludzi. „Tak Rodzinie” lubi się dzielić :-)
Zachęcamy więc do lektury miesięcznika, który nieraz może przewartościować nasze życie i pomóc wzrastać w wierze. Naprawdę warto! A Siostrę – już na koniec – zapytam o Siostry zamiłowanie, jakim jest fryzjerstwo. Udaje się je jakoś realizować w klasztorze?
O, tak! Siostry to prawdziwe kobiety. Uwielbiam obcinać włosy i robię to w klasztorze. Nie jestem fryzjerką z wykształcenia, ale z zamiłowania. Jest nas we wspólnocie 43, nie narzekam więc na brak klientek. Welon przykrywa całą moją „pracę”. Pomyśli ktoś może: „to łatwizna, bo jak nie wyjdzie fryzura, to nie będzie widać”. Zakonna fryzura to nie jest taka prosta sprawa. Reszta jednak niech pozostanie za klauzurą :-)
Rozmawiała s. Wioletta Ostrowska CSL