Opuszczając świąteczny gwar, widzę tych, którzy uciekają nie tyle od „lepienia pierogów”, ale uciekają tak zwyczajnie od szczęścia.
Kiedy wygospodarowawszy odrobinę czasu w przeddzień Wigilii wybieram się na ostatnie spotkania ze znajomymi, mija już powoli wrzawa spowodowana większą niż zazwyczaj obecnością ludzi na ulicach. Ci o stalowych nerwach wrócą tu jeszcze jutro kompletując to, czego do szczęścia brakuje, ale 23 grudnia życie toczy się w kuchni, na pokojowych wyżynach i krawędziach taboretu, sięgawszy kurzu z najdalszych zakamarków. Oczywiście opisujemy swoje zadania najbardziej bohatersko, więc nie obywa się bez drobnych utarczek (Ty nic nie pomagasz) Dźwięki kolęd uspokajają nieco nerwowe nastroje i śmiem twierdzić, że do szczęścia nie brakuje niczego.
Przekonuję się o tym tym dobitniej, wsiadając do tramwaju. Unosi się w nim woń alkoholu, po kątach dźwięczą obijające się butelki, a towarzysze podróży na ustach noszą przeciwieństwo słów wypowiadanych nazajutrz. Opuszczając świąteczny gwar, widzę tych, którzy uciekają nie tyle od „lepienia pierogów”, ale uciekają tak zwyczajnie od szczęścia.
Uczuciowy marketing
Można powiedzieć, że tą świąteczną radość się sprawnie wywołuje. I tak jak marketingowo stwarza się potrzebę otrzymania najwspanialszych uczuć, w które opakowane są dobrze znane produkty, tak tym produktem nigdy owe uczucia nigdy nie będą.
Nikt ich nie zapakuje i dostarczy do domów, które spowiła samotność. To jak bardzo uciekamy od bliskich i w jaki sposób budujemy – albo wydaje nam się, że budujemy – szczęście teraz, wpływa na to, jak będziemy je doświadczać – bądź nie – w przyszłości.
Okazja?
I choć to dla niektórych rodzaj sztucznej okazji, nad którą góruje przede wszystkim dzień wolnego, z jakiegoś powodu ten rok jest tak ułożony, by tymi dniami – skrajnie jednym, dwoma – się cieszyć. Jeśli nawet nie potrafić tego samemu, to tą obecnością dać się cieszyć innym, przede wszystkim swojej rodzinie.
Pozostaje mi życzyć gotowości na radość, ubierajcie się w doświadczenia wspólnie spędzanego czasu i budowanie wspomnień, które pozostaną w pamięci. Szczególnie jeśli macie do siebie kawałek.
Poznaniak, po studiach typowo technicznych, słowem – w teorii – posługiwać się więc nie potrafi. Pracuje jako webdeveloper, więc słowa powiedzieć nie musi. Trochę czyta i dużo obserwuje – to słowo, w tych swoich refleksjach, chce zatem napisać.
Od jakiegoś czasu nie potrafi wysiedzieć w miejscu. Wsiada w pociąg, by choć raz na miesiąc pochodzić po górach – poznać kogoś „po drodze”, to poznać go zupełnie inaczej. Tak jakby prościej odezwać się słowem i spróbować być dla kogoś przewodnikiem.