Światełko w mroku
Może i ty też poszukasz go w swoim życiu
Jedną z dobrych recept na to, żeby zaraz po wieczerzy nie uciekać się do oglądania telewizji, a jeszcze przez jakiś czas napawać się atmosferą świąt na szczeblu wykraczającym nieco ponad rodzinne świętowanie, jest dla mnie możliwość przysiadania się do radiowego stołu.
Kiedy
rok temu zdarzyło mi się przysłuchiwać świątecznej audycji jedynie w przelocie – znajdując się cały czas w krzątaninie miłych wydarzeń, które towarzyszą wigilii Świąt – tak kilka dni temu powróciłem do niej ponownie. Ot, taki kolejny sposób starania się o to, aby Święta, kiedy już nadejdą, miały w mojej głowie wszystkie gotowe na siebie myśli. Tematem wyjątkowego spotkania ludzi rozproszonych gdzieś wtedy właśnie przy radioodbiornikach było światło w mroku. Jak się okazało, wiele było takich spraw, które należało w ten wieczór ogrzać ciepłem dobrych myśli, jakie płynęły od prowadzącego audycję, od dzwoniących do studia, jak i wszelkich nagrań na tę sposobność przygotowanych.
Zajrzenie
do takich miejsc, mówienie do tych ludzi, którzy w ten wieczór mogą być sami to przecież olbrzymia odpowiedzialność. Zapalenie promienia, iskierki nadziei w momencie, kiedy oni tego właśnie najbardziej potrzebują to chyba jedna z misji radiowca. Wyjątkowe, osobiste spotkanie z sobą w całości, nawet z tą częścią, która tak bardzo nie odpowiada myślom o sobie samym – tak, to właśnie miało wtedy w niejednej duszy miejsce.
Bo czasem trzeba stracić bardzo wiele – żeby nie powiedzieć, stracić wszystko – żeby w życiu się zatrzęsło. Szukanie światło w mroku to takie Jezusowe bycie w drodze, porównane choćby do szukania noclegu, spędzenia czasu na oczekiwaniu, może na jakimś obskurnym dworcu… Takie zaistnienie, które ma sens, pomimo wielu niedogodności, rzeczy, które ciężko zrozumieć, a które w życiu się przydarzają.
Treści,
które komuś patrzącemu z boku mogą w pierwszej chwili wydawać się mroczne i zaskakujące, jak na czas radosnego świętowania, wcale nie działają przecież bez pożytku. Bo jakże można być zawsze totalnie skoncentrowanym na jednej tylko rzeczy. Każdy z nas nosi w sobie treści, pewne doświadczenia, sprawy, które mogły wydarzyć się tuż przed Świętami albo całkiem spory jeszcze kawał czasu przed nimi, a teraz wracają… Można by pomyśleć, że to profanum, które zaburza idealny wzorzec spędzania tego okresu. Tymczasem jest to właśnie to miejsce, ten czas, te myśli, w których ja się rodzę, ta moja przestrzeń, w której teraz żyję.
Może czasem ciężkie do skonfrontowania jest zostanie samym w czasie świąt. Jest to jednak także duża szansa, żeby coś odkryć, w inny sposób spotkać się z Bogiem. Można przecież spotkać się z 20-osobową rodziną i poczuć się samotnym. Nasza miłość nie jest wolna od udawania, wiemy, że coś jest wtedy zakamuflowane. Zresztą… gdyby przesłanie Świąt było dobrze odczytywane, żylibyśmy przez cały czas w tej lepszej rzeczywistości.
Żebym
był uważny i wiedział, że ktoś mnie potrzebuje. Żebym mając dostęp do czyjejś wewnętrznej przestrzeni, potrafił rozpraszać ogarniający ją mrok. To zdecydowanie coś, czego pragnę. Życie potrafi być nocą. Więcej, potrafi być nocą bez gwiazd, bez księżyca – momentem, kiedy nie widać kompletnie nic. Dokładnie tak, jak kilka minut przed północą, opisywał to, tak cieple kojarzony z anteną radiowy głos. Jak słuchałem dalej, co gorsze, może do tego dość zupełnie bez przyczyny. Tak zwyczajnie już czasem coś we wnętrzu się ze sobą kłóci do tego stopnia, że staje się to niemożliwym do przeżycia. „Krążą myśli, że nie przeżyję ani godziny więcej, tego się nie da znieść i liczy się tylko wewnętrzny ból” – opowiadała z przejęciem osoba, której nigdy wcześniej podejrzewać o takie myśli nie było można.
A wtedy,
jak nigdy wcześniej bardziej potrzebne, spotyka się światło… Jedną, tak ważną w tej chwili myśl. Pewność, że… to nie może trwać to dłużej, nie może zajmować więcej miejsca, bo życie cały czas trwa. Jest to takie nowe otwarcie, wejście i jednocześnie przejście przez ciemność. Stracenie czegoś, ale jednoczesne decydowanie się ponownie na coś. Z jednej strony mogę być obrażony na cały świat, ale… jestem wolny, mogę pójść rozmawiać – poprosić o przeprosiny albo przepraszać. I znajduję w ten sposób więcej powietrza, przestrzeni, by dać sobie z życia jeszcze więcej dobrego.
Oby
symbole światła, tak bardzo obecne w czasie Świąt Bożego Narodzenia, nie pozwalały żadnym ciemnościom nas pochłonąć.
Przewodnik, czyli kto? Wędrówkowe refleksje na górskich szlakach.
Poznaniak, po studiach typowo technicznych, słowem – w teorii – posługiwać się więc nie potrafi. Pracuje jako webdeveloper, więc słowa powiedzieć nie musi. Trochę czyta i dużo obserwuje – to słowo, w tych swoich refleksjach, chce zatem napisać.
Od jakiegoś czasu nie potrafi wysiedzieć w miejscu. Wsiada w pociąg, by choć raz na miesiąc pochodzić po górach – poznać kogoś „po drodze”, to poznać go zupełnie inaczej. Tak jakby prościej odezwać się słowem i spróbować być dla kogoś przewodnikiem.