LOADING

Type to search

Przedślubne straszaki, czyli czego nie mówić przyszłym małżonkom – #MałżeńskieInspiracje

Magdalena Pawlica 19 lipca 2017
Share

Czy gdyby Zelia i Ludwik Martin, patronowie małżonków, wiedzieli, co przydarzy im się w małżeństwie, zdecydowaliby się na zawarcie tego sakramentu? Być może byliby przestraszeni, może zwątpiliby w to, czy wszystkiemu podołają. A może wierzyliby w to, że siłą miłości pokonają każdą przeszkodę. Nikt jednak nie wiedział, jak będzie wyglądało ich małżeństwo. I nikt nie wie, jak będzie wyglądało Wasze!

Mam nadzieję, że to tylko moje doświadczenie, które nie jest udziałem wielu narzeczonych, ale gdybym przejęła się tym, co słyszałam od znajomych przed ślubem, to obraz uciekającej sprzed ołtarza panny młodej mógłby stać się rzeczywistością.

Oto przykłady:

Pierwszy rok jest najgorszy. Zamieszkacie razem i zobaczycie, co się będzie działo”.

Po ślubie jest fascynacja, radość z bycia razem, ale później to już tylko przyzwyczajenie”.

Przyjdzie kryzys, po dwóch latach zawsze przychodzi”.

Narzeczeństwo to randki, wspólne spędzanie czasu, beztroska. Później już tego nie ma. Są obowiązki, szara codzienność….”

Można się załamać, prawda? Byłoby to chyba usprawiedliwione, bo takie komunikaty raczej nie wpływają na poprawę samopoczucia. Ale można też się zbuntować albo po prostu przejść obok tego obojętnie.

Nie lubię skrajności. Daleko mi więc do twierdzenia, że małżeństwo to sielanka, pełnia szczęścia i beztroska, pyszne śniadanka o poranku, spacery i inne romantyczności. Ale małżeństwo to nie jest udręka! Mam wrażenie, że niektórzy za bardzo biorą sobie do serca to, że małżeństwo jest krzyżem i interpretują go jako cierpienie. A krzyż to przecież MIŁOŚĆ. To, że nie zawsze jest super, że nie każdego dnia jest czas i ochota na rozmowę, że są momenty, kiedy ma się siebie po prostu dość, nie oznacza, że małżeństwo to rzeczywistość z góry skazana na porażkę. Przecież mamy być szczęśliwi! Tylko że prawdziwe szczęście nie polega na tym, że jest nam ze sobą dobrze – głęboka relacja wymaga wysiłku i naiwna byłaby wiara w to, że nie przydarzą nam się po drodze żadne trudności, kryzysy i zniechęcenie. Wszystko to można jednak wykorzystać do uczenia się siebie, wyciągania wniosków, dbania o bliskość.

Pierwszy rok małżeństwa wspominam bardzo dobrze – docieraliśmy się, dostosowywaliśmy, próbowaliśmy jakoś spotkać nasze przyzwyczajenia. I robimy to do tej pory. Bywało różnie, raz szło nam świetnie, inne rzeczy wymagały więcej wysiłku i były powodem kłótni. Przyzwyczailiśmy się do siebie, ale to nie znaczy, że przestaliśmy się o siebie starać i dbać o naszą relację. Po dwóch latach nie przyszedł wielki kryzys, ale małe zdarzają się co kilka miesięcy. Chodzimy na randki, choć rzadko regularnie, spędzamy razem czas, choć często każde po swojemu. To od nas zależy, jak przeżyjemy nasze małżeństwo, jak wykorzystamy wspólny czas, co z nim zrobimy. Od nas, a nie od tego, co ktoś nam powiedział, czym nastraszył, czego doświadczył.

Oczywiście doświadczenia innych małżeństw są też bardzo cenne i wspaniale, gdy możemy z nich czerpać. Sama z różnych książek czy małżeńskich świadectw dowiedziałam się, że pewne rzeczy zdarzają się w wielu związkach i są normalne, do przepracowania. Kiedy więc chcemy podzielić się czymś, co z naszego punktu widzenia wydaje się ważne i może przydać się innym małżonkom, przekujmy to na naprawdę inspirujące i motywujące słowa, a nie w straszaki, z których nic nie wynika. Gdy młoda para staje na ślubnym kobiercu, zamiast z politowaniem klepać pana młodego po ramieniu i mówić: „no nareszcie, czemu masz mieć lepiej ode mnie?”, a pannę młodą wciągać do klubu niezadowolonych żon, lepiej powiedzieć: „teraz będzie jeszcze piękniej!”.

Głęboko wierzę w to, że każde małżeństwo może być szczęśliwe, dobre i wyjątkowe. Drugiego takiego na świecie nie ma! I choć wszyscy jesteśmy do siebie podobni, choć przeżywamy zbliżone problemy, nie dostaniemy instrukcji obsługi naszej relacji albo recepty na to, co zrobić, by przetrwać kryzys pierwszego roku małżeństwa czy uniknąć przyzwyczajeń. To my bierzemy za to odpowiedzialność. Na szczęście nie sami, bo jest z nami Pan Bóg, a On przecież otwiera źródła nawet w uschniętych winnicach.

Wszyscy narzeczeni, pamiętajcie: najlepsze dopiero przed Wami!

Tags:

You Might also Like

1 Komentarzy

  1. Wiktoria 16 września 2017

    To nie małżeństwo zmienia związek tylko upływ czasu i zmiany życiowe. I trzeba być tego świadomym. A strachliwy niech się nie bawi w bycie z drugim człowiekiem, bo przy najbliższej przeszkodzie zdezerteruje.
    Będąc panienką przeczytałam wszystkie możliwe książki o związkach. Miałam ubaw po pachy. Ale będąc małżonką już mi nie było do śmiechu. W trudnych sytuacjach trzeba pamiętać o celu i zobowiązaniach i wyłączyć swój egoizm – wtedy jest łatwiej.

    Odpowiedz

Leave a Reply