Usiadłem dziś na ławce nad jeziorem, zamknąłem oczy, założyłem słuchawki. Otoczony dźwiękiem i przenikliwym chłodem ruszyłem w podróż do wspomnień. Wilki, oni mają w swoim repertuarze utwór który bardzo pasuje mi na tytuł tych słów „Nie pokonasz miłości, nie zwyciężysz jej w sobie…” Chciałbym w kimś rozpalić wiarę w miłość, poznać, zaufać, uwierzyć. Wiele myślałem, wiele zrozumiałem, wiele doświadczyłem. Trzeba otworzyć oczy, serce otworzyć na miłość. Zaufać, by uwierzyć. . .
Generalska, marzenie wielu młodych opolan. Nowoczesne, z pomysłem,niedawno wybudowane osiedle. W jednym z mieszkań, na piętrze po kudłatym dywanie raczkuje uśmiechnięte od ucha do ucha dziecko. Ogromnie zadowolone z nowo nabytej umiejętności raczkowania jest pod czujnym okiem rodzicem. Ola, bo tak najcenniejszy dar w ich życiu ma na imię, chętnie korzysta z przestronnego mieszkania doprowadzając rodziców do coraz lepszych osiągów w starcie z kanapy by ratować pociechę przed stłuczką ze wszystkim co napotka na swojej drodze.
Niebawem miną cztery lata odkąd powiedzą sobie sakramentalne „Tak”, Ela ciągle powtarza, że czuje się jak by to było wczoraj, Tomek siedzący przy niej dyskretnie głaszcze ją po dłoni. Przyszedłem zrobić zdjęcia najmłodszemu członkowi tej uroczej rodziny, wyszedłem podbudowany, jest miłość, jest moc.
To jedne z tych letnich dni w których słońce nawet w cieniu nie pozwała na chwilę wytchnienia. Starsza Pani siedzi na bujanym poskręcanym drucikami fotelu, który wygląda jakby nie ustępował jej wiekiem. Patrzy, ale czy widzi? Wzrok utkwiony w jednym punkcie. Niby obecna, a jednak nieobecna. Ciemnozielone liście jabłoni osłania ją przed słońcem. -ekh, nogi odmawiają posłuszeństwa – mówi posiwiały i przygarbiony mężczyzna wstając nie bez trudu i kierując się w stronę malutkiego domku wyrastającego ze starej stodoły. Spokojnie, spokojnie, zaraz wracam, przyniosę panu redaktorowi zimnej wody. Jego dłoń zaciska się z czułością na równie pomarszczonej i spracowanej dłoni kobiety z którą już ponad pięćdziesiąt lat idą wspólną drogą. Wychowali 4 dzieci, pomogli postawić dwa domy, ukończyć szkoły, nie mają już siły, by zajmować się wnukami. – Ja już Panie za słaby, nie nadążyłbym za takim młodym urwisem, jeszcze, by se krzywdę zrobiło. Ale pomagają, emerytury skromne, a i tak znajdują drobniejsze to trochę grubsze kwoty dla jednego to drugiego wnuka. – My wszystko mamy, co zjeść, jaką koszulę do kościoła, Co nam więcej. . .
Od kilku dni pada, czasem jest to wręcz ściana deszczu. Dziś na chwilę przestało, ale nawet gdy nie pada wilgoć wdziera się wszędzie. Szare niebo jest bardzo blisko, na wyciągnięcie ręki, prawie ociera się o dumne świerki porastające cmentarz, w oddali słychać jednostajne bicie dzwonu, niczym rozrywane serce. Czyjeś serce pęka, krwawi. Nie zważając na błoto, na dziesiątki oczu osuwa się na kolana, człowiek, obtarty z dumy, obdarty z doczesności. Usta dojrzałego, łysawego mężczyzny w czerni przywierają do dębowego wieka, całują to zaś szepcą – przyjdę do Ciebie, weź mnie ze sobą. Tej miłości nie rozerwała śmierć, ta miłość ma wieczne życie.
Jest już 4:35 nad ranem, jeszcze półtorej godziny i można wyjść z pracy. Razem z kolegami ze zmiany co chwilę zagląda na zegar. Oni niebawem wrócą do domów, umyją się, i pójdą spać, a on wsiądzie w auto i musi zrobić 70 km, do Wrocławia, do szpitala, do żony. Choroba nie wybiera, zachorowała gdy byli ze sobą od kilku miesięcy, nie uciekł mimo iż wiedział, że to będzie trudna droga. Ta choroba jest nieprzewidywalna, odbiera człowiekowi siły, odbiera moc, możliwości. Pozostawia go na łasce innych ludzi. Wzięli ślub, jeszcze chodziła. Teraz leży w szpitalu, odwiedza ile może, bolą go plecy, bolą od pracy i od noszenia jej, nigdy się nie zająknął. Młodzi są, nie narzekają. Nie wstydzą się łez i żyją, najbardziej normalnie jak to możliwe.
Wielki amator fotografii, miłośnik rowerów. Przyrodnik zakochany w górskich szczytach i wędrówkach po miejscach pięknych, pięknych kulturowo, społecznie, historycznie czy też przyrodniczo.
Współzałożyciel Reporterska24.pl