Mam takie wrażenie, że za każdym razem, gdy zaczynam pisać o Bogu, Ten gdzieś mi ucieka. Usiłuję objąć go jakąś klamrą, a On się za każdym razem wymyka.
Bóg opowiedziany to zaledwie cząstka Boga, o wiele mniejsza niż Bóg w mojej żonie, której trzeba zrobić herbatę w nocy, bo brzuch boli, czy Bóg przyczajony w denerwującym i wścibskim sąsiedzie z pierwszego piętra.
Jednego jestem pewien: Bóg, którego szukam ma tyle twarzy, że w niebie nie grozi nam nuda. Ma tyle oblicz, że w każdej sekundzie jest inny, a jednocześnie jest po prostu Miłością.
Zatem zamiast pisać, pójdę dziś kochać ludzi!