LOADING

Type to search

Nim coś zmienisz, zmień się sam

Magdalena Pawlica 23 lutego 2015
Share

Wszystko zaczęło się od powrotu po udanej sesji pociągiem do domu. Wtedy usłyszałem tzw. „politykowanie” między kulturalnie ubranym panem koło 60., a niewiele starszym ode mnie studentem. Zaczęło się -jak to w pociągu- od jego spóźnienia (żeby była jasność -10 minut, które po godzinie zostało nadrobione).

Oczywiście „politykowanie” dotyczyło -a jakże- budowy autostrad, tego jak one są drogie oraz tego, że dyplomacja „zadziera” z Ruskimi broniąc Ukrainy, z której nie ma żadnego pożytku, doprowadzając tym samym do płaczu rolników, których Rosja doprowadza do biedy i płaczu. Tak w wielkim skrócie.

Słuchając tego typu, dochodzę do dwóch skrajnych opinii o nas: jesteśmy bardzo mądrym narodem, posiadamy bardzo dużo umiejętności, jesteśmy wręcz multizdolni, bo słuchając ludzi dookoła, zdaje się, że każdy mógłby być przynajmniej premierem. Niestety, drugi wniosek nie jest taki pochlebny: jesteśmy także chyba ultragłupi skoro tak mądrego i wszechstronnego narodu nie wykorzystujemy i nie mamy wokół siebie całego grona Billów Gatesów i Ronaldów Reaganów.

Oczywiście obydwa wnioski są pewną autoironią. Auto, bo czego bym w tym temacie nie napisał, odniosę ją także do siebie, jako Polaka i obywatela. Mimo tego, że takie zjawiska staram się omijać tzw. szerokim łukiem, zdarza się czasami zabrnąć za daleko i wciągnąć w taką rozmowę.

Oprócz grona politologów, mamy wokół siebie także grono ludzi, którzy równie dobrze jak na polityce, znają się na kościele, jego hierarchii i życiu prywatnym miejscowego proboszcza.

Dążę jednak do tego, by tych wciągnięć w podobne rozmowy było jak najmniej, by w końcu nie utonąć.

Jest to jednak bardzo grząski grunt. Już chyba nie grunt, a dość rozmokłe bagno. Nie trzeba wiele, by przeglądając popularne portale tzw. społecznościowe, natknąć się na jakiś link. Często pod owymi udostępnieniami rozpoczynają się dyskusje. Dyskusje te doprowadzają często do wniosków i pytań: „jak to jest, że jest jak jest, a gdzie indziej jest lepiej?”, czy „ja bym to zrobił tak i byłoby dobrze a to wszystko to wina (nazwisko) i tych pasibrzuchów w sutannach„.

Schemat dyskusji jest prosty i łatwo go przewidzieć. Pojawia się jednak najczęściej w niej słowo „mentalność„.

Parafrazując znaną reklamę „my Polacy tak mamy-lubimy sobie ponarzekać„. Jenak zrzucanie tego na „mentalność” i tworzenie z tego „cechy narodowej” nie jest chyba czymś najlepszym.

Wiem, że teraz narzekam, ale: czy nie mamy „cech narodowych”, którymi powinniśmy się faktycznie chwalić i chełpić? Dlaczego jeśli mówimy o jakichś swoich cechach (nie koniecznie tylko tych narodowych), mówimy tylko o tych negatywnych? No właśnie, chyba warto się nad tym zastanowić.

Oprócz tego, że „lubimy narzekać”, lubimy także mówić w imieniu innych. Nie chcę już brnąć w sprawy polityczne i w to, że doskonale wiemy co powinni robić rządzący. Z bardziej przyziemnnych i bliskich tematów jednak, wiemy doskonale, co sąsiad powinien zrobić w trudnej sytuacji życiowej, wiemy co powinien zrobić, sołtys, wójt, czy na co przeznaczyć, lub jak zdobyć pieniądze miejscowy proboszcz. Wiemy, jak bardzo uciemiężeni są rolnicy (mieszkając w 30 metrowym mieszkaniu od dwudziestu lat w mieście, gdzie krowę i ciągnik „na żywo” widzieliśmy jakieś 8 lat temu). Wiemy, dlaczego górnicy powinni, lub dlaczego nie powinni strajkować (i oczywiście jak rozwiązalibyśmy ten problem, będąc na miejscu rządzących).

Ostatecznym „wiemy”, jest sytuacja innych państw: „wiemy” jak podobne sytuacje rozwiązuje Angela czy inny Holland tworząc tym samym nasz „kawałek Ziemi (planety)” czyli Polskę, jako taką pustynną wyspę wśród krain mlekiem i miodem płynących.

Te zjawiska nie są nowe, nie powstały wczoraj. To prawdopodobnie nawarstwia się od lat.

Zaskoczę: nie wiem jak to rozwiązać. Jak „nas” z tego wyleczyć. Jaka jest na „to” recepta.

Jednak recepta prawdopodobnie jest prosta: zacząć trzeba od siebie.

W 2000 roku, na płycie „Polska” zespół Chłopcy z Placu Broni śpiewał, że „Polska może być cudownym krajem, często jednak rządzą tu hultaje„. Łyszkiewicz wymienił także wiele „wad narodowych”, niekoniecznie chlubnych, wręcz „śmierdzących„, z którymi teraz, po upływie lat nie do końca się zgodzę oraz takich, które należy sobie zapętlić, długo słuchać i zapamiętać. Najważniejsze są jednak chyba końcowe wersety i początek refrenu „Klnąć by można tak bez końca i wyruszyć byle dalej. Niczym z procy, na kraj świata, gdzie są jeszcze gorsze kraje. Gdy się zgadzasz i wiesz że rację mam: nim coś zmienisz, zmień się sam„.

I z tym wnioskiem, praktycznie u początku Wielkiego Postu, zostawiam wszystkich, zwłaszcza tych, którzy zauważają jakieś nasze wady czy cechy zapisane w tzw. „mentalności„.

Tags:

You Might also Like

Leave a Reply