Jeszcze nie tak dawno pisałem o tym, byśmy budowali prawdziwe Kościoły. Dzisiaj zadaję pytanie: a co jak te kościoły „wyjdą z użytku”?
„Wyjść z użytku” – stać się niepotrzebnym, niemodnym, nieatrakcyjnym – do wyrzucenia, czy kościół jest „zwykłą” rzeczą „codziennego użytku”, którą można ot tak potraktować?
Nas to nie dotyczy, nie interesuje, tendencje są różne, ale mimo wszystko kościoły są „przyzwoicie zapełnione”, a ponadto powstają przecież ciągle nowe, skoro jest podaż, musi być popyt, jest nieźle – myśli statystyczny Kowalski. Co jednak gdyby się mylił?
Nie chcę po raz kolejny roztrząsać, czy ten czy inny budowany kościół jest w danym mieście/wsi potrzebny. Co zrobić jednak z tymi, które stoją puste od lat? Które niszczeją, popadają w niebyt?
Tak, u nas również są kościoły, które stoją puste. Kościoły poewangelickie. „E tam, to nas nie dotyczy”. Owszem – dotyczy.
Internetowe wydanie „Faktu” poinformowało dziś, że neogotycki kościół ewangelicko-augsburski z 1844r. jest remontowany i w 2016 roku zostanie „przerobiony” na kawiarnię. Został „zdesakralizowany”, a ostatnia „msza” (nabożeństwo – trudno mówić w aspekcie kościołów ewangelickich o mszach) odprawione zostało 30 lat temu.
W niedalekiej mi miejscowości, od kilkunastu lat w budynku z tego samego okresu mieści się Gminny Ośrodek Kultury. I takich kościołów-niekościołów jest na pewno na naszych ziemiach więcej.
„Tradycyjny” „Polak-katolik” mógłby się oburzyć: „jak to, kościół-kawiarnia?!”, inny mógłby powiedzieć „ewangelicki to nie kościół”. Nie! Kościół, to kościół. Dodatkowo: zabytek kultury.
Trzeba jednak te zabytki ratować, bez znaczenia: synagoga, czy kościół ewangelicki. Należy ocalać naszą tożsamość. Pęka jedynie serce, że z jakiegoś powodu brakuje wiernych, którzy by te miejsca kultu zapełniali. Jednak dopóki jest alternatywa, to warto te budynki zachowywać i ocalać.
Nie tak dawno głośno było o „Perle Żeliszowa” – XVIII wiecznym Kościele ewangelickim zbudowanym na planie elipsy, który popadł w ruinę. Dzięki mediom i dobrym ludziom, sprawę nagłośniono w takim stopniu, że remont trwa, powoli ale trwa. I chwała im za to, bo cokolwiek tam będzie, zawsze na pierwszym miejscu, że jest to kościół.
Ile podobnych zabytków miało jednak mniej szczęścia? Ile z nich niszczeje, dla ilu jest już za późno? Po ilu został tylko plac?
A ile jest takich kościołów, gdzie parafie „innowyznaniowe” są na przysłowiowym „wymarciu”? Czy potrzeba w ich pobliżu budować kościół rzymsko-katolicki? Czy skoro msza może być odprawiona „w plenerze”, to umniejszałoby jej cokolwiek, gdyby była odprawiana w kościele ewangelickim? Śmiem twierdzić, że nie. Możliwe, że byłby to kolejny malutki kroczek do zjednoczenia, bo po co żyć obok siebie, za płotem, skoro można wspólnie, na jednym podwórku? A plus byłby podwójny, bo nie pozwolono by na degradację kolejnego miejsca kultu.