Nigdy nikogo nie zabiłam, nigdy nic nie ukradłam. W oczach mojego kraju dopuściłam się jednak znacznie większego przestępstwa: splamiłam się bluźnierstwem. Nazywam się Aasiya Noreen Bibi. Jestem zerem, jak mnie tutaj nazywają; prostą wieśniaczką z Pakistanu. A jednak usłyszał o mnie cały świat.
Tak, ja również usłyszałam kiedyś o Asii i śledzę odtąd jej smutny los. Powyższe słowa przeczytałam w zeszłym roku, gdy ukazało się polskie tłumaczenie jej opowieści. Historia urywana, snuta w strasznych warunkach celi śmierci, spisana wysiłkiem innej odważnej kobiety. Dziennikarka Anne-Isabelle stała się piórem Asii, nieumiejącej pisać ani czytać. Stała się też jej głosem, którego Asia została pozbawiona, a którego świat niestety nie chce słuchać. Książka ukazała się we Francji wiosną 2011 roku, blisko dwa lata po aresztowaniu Asii i pół roku po skazaniu jej na śmierć przez powieszenie. Do dziś Asia oczekuje na wykonanie wyroku.
Początek tej historii jest banalny: sprzeczka przy pracy. Czterdziestokilkuletnia chrześcijanka, żona i matka pięciorga dzieci, dorabia przy pracy w polu. Jest gorąco, w południe kobiety chłodzą się łykiem wody ze studni. Asia też. I od tego się zaczyna. Droga od oskarżenia, że jako niewierna zanieczyściła studnię, do oskarżenia o bluźnierstwo, najcięższe przestępstwo w muzułmańskim kraju, okazuje się przerażająco krótka. Naciskana przez rozwścieczone kobiety, miała bowiem rzucić nierozważnie: „Jezus dla mnie umarł na krzyżu, a co dla was uczynił Mahomet?”.
Straszny jest ogrom zła, jakie odsłania ta historia. Asia i jej rodzina żyli od lat w niewielkiej wsi, której większość mieszkańców prawdopodobnie świetnie się znała. Kobiety, z którymi pracowała, to jej koleżanki, sąsiadki. Można sobie wyobrazić, że przy pracy rozmawiały o życiu, rodzinie, plotkowały, żartowały. W swoich domach, dla swoich bliskich były pewnie miłe, dobre, troskliwe. A jednak pierwsza lepsza pyskówka odsłoniła tkwiące w nich pokłady nienawiści. Nie chwilowej wściekłości, ale prawdziwej nienawiści, polegającej na tym, że życzymy komuś jak najgorzej. Te kobiety naprawdę życzyły Asii śmierci.
Fala takiej nienawiści przetoczyła się przez kraj podczas jej procesu. Sunnici manifestowali na ulicach pakistańskich miast, grożąc anarchią, jeśli zostanie ułaskawiona. Imam meczetu w Peszawarze wyznaczył nagrodę za jej zabicie, twierdząc, że tak czy inaczej nie ma prawa żyć. Jedna ze strażniczek więziennych próbowała ją udusić. Ze względów bezpieczeństwa Asia została przeniesiona do więzienia o podwyższonym rygorze i jest całkowicie izolowana. Jej rodzina, otrzymująca regularne pogróżki, musiała uciekać w obawie o swoje życie. Salman Taseer, gubernator prowincji Pendżab i jeden z nielicznych, którzy zabiegali o łaskę dla Asii i zmianę prawa o bluźnierstwie, został zastrzelony przez własnego ochroniarza. Od kuli zginął też Shahbaz Bhatti, minister ds. mniejszości religijnych, który również próbował interweniować w tej sprawie.
Krwawa historia Asii jest także budującą historią o ludzkiej przyzwoitości. W całym tym niezrozumiałym festiwalu przemocy znaleźli się ludzie, którzy nie przestali być z nią solidarni. Może dlatego, że nie widzieli w Asii „zera”, ale człowieka. Nie mieli żadnego interesu w tym, żeby jej bronić. Salman nie był nawet chrześcijaninem. Jednak pozostali ludźmi sumienia i zwykłej wrażliwości. Nie dali się zastraszyć, robili to, co uważali za słuszne, i oddali za to życie.
Demoniczna „banalność” zła przeplata się tu z „banalnością” świętości. Asia – można powiedzieć – nie czuje się dobrze jako naczelna męczennica Pakistanu. Jak sama mówi, jej jedynym marzeniem jest powrócić do męża i dzieci. Nie jest ideałem. Jej historia jest pozbawiona patosu. Czytam opowieść Asii, by zwyczajnie lepiej ją poznać, i zyskuję obraz kobiety z krwi i kości, ze swoimi słabościami i śmiesznostkami. Można sobie wyobrazić, że podczas sprzeczki przy studni nie tylko broniła wiary, może po prostu nie wytrzymała i nawciskała coś swoim towarzyszkom. W więzieniu jest umęczona, upodlona koszmarnymi warunkami (choćby sanitarnymi) i przerażona. Nie chce umierać, boi się. Nie idzie na śmierć z podniesioną głową i moralnym triumfem.
Niedługo po aresztowaniu Asia otrzymała od miejscowego imama propozycję nie do odrzucenia: „Jeśli nie chcesz umrzeć, musisz nawrócić się na islam”. Odmówiła. Odmawiała też i potem, gdy propozycja powracała, a wizja konsekwencji odmowy stawała się coraz bardziej realna. To nie jest ślepy, fanatyczny upór. Asia nie odczuwa satysfakcji z powodu swej niezłomności. Jest w niej prostota wyboru: dokonała go kiedyś i nie widzi teraz odwrotu, nie chce go. Wyobrażam sobie, że po prostu nie potrafi inaczej, nie potrafi zdradzić tego, w co wierzy. Jej wierność jest odruchem jej serca, instynktem, czymś najbardziej oczywistym i niedyskutowalnym.
„Teraz, kiedy wiecie, co mi się przydarzyło, opowiedzcie o tym wszystkim. Nie milczcie na ten temat. Jestem przekonana, że tylko w tym jest moja nadzieja” – prosi Asia. Nie chcę milczeć. Chcę wyraźnie powiedzieć, że „prosta wieśniaczka z Pakistanu” nie jest zerem. Przekazanie dalej jej historii, podpisanie petycji – przywykliśmy wierzyć wygodnie, że takie proste gesty solidarności nic nie znaczą, ale to nieprawda. W pewnym sensie wszystko od nich zależy.
Krakowianka, z wykształcenia filozof, pracuję głównie w materii słowa. Interesuje mnie człowiek, Pan Bóg i wszystko, co pomiędzy – w nieprzesadnie teoretycznym ujęciu.