„Jak człowiek głodny, to zły”. Czy tym kierowała się ewangeliczna Marta biegając między kuchnią a „salonem” chcąc ugościć Jezusa? Czy miała pociąg do garów, a może poczucie obowiązku jako gospodyni domu? Powinna postawić na stole same słone paluszki i usiąść ???
Co tam tak naprawdę wydarzyło się w Betanii i jakie były konsekwencje ?
Co prawda moją patronką jest inna „charakterna” Marta (z Astorgi), ale nie da się ukryć, że tej z Betanii mi trochę szkoda. Na licznych kazaniach słyszałam o niej jako tej niepotrafiącej ustawić priorytety. Czasami ksiądz wyrażał się bardziej przychylnie w odniesieniu do równowagi między działaniem a modlitwą.
Patrząc obiektywnie dziewczyna chciała dobrze. Zaangażowana, służyła z troską o innych. Może nawet miałam bardziej dynamiczny temperament niż Maria, a do tego podzielną uwagę i przygotowując poczęstunek synchronicznie słuchała słów Rabbiego. A może skrycie liczyła, że jak to w gronie przyjaciół wszyscy wspólnie przygotują posiłek, a później razem pobiesiadują?
A tu nie dogodzi! Jeszcze „zgarnęła” reprymendę!
Czy Jezus nie mógł powiedzieć wcześniej o co „kaman”? Rzucić jakąś sugestią? Po co tyle czekał?
Starając się wejść w tamto spotkanie widzę Martę- typ społecznika, która się poświęca. Nastawiona na samo dawanie jest zmęczona i rozdrażniona. Brak w jej życiu otwarcia na wzajemność. Intelektualnie podąża za savoir vivre nie doświadczając jeszcze, że jej Saveur chce podzielić się z nią swoim vivre’m. Może nawet Go słucha, ale się nie wsłuchuje w Jego potrzeby. Ma swoje wyobrażenia co powinna i czego On od niej oczekuje, nie pytając się Go wcześniej. Na szczęście jest…
…pomiędzy nimi szczera relacja. Marta nie dusi rozczarowania w sobie. Wchodzi w interakcję z Jezusem tym co właśnie przeżywa. Nie stara się być miła na siłę, ale z wyrzutem zwraca się do Jezusa:
Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.
Może właśnie na ten wyrzut czeka Jezus. Szanując jej wolną wolę, chciał jej dać czas, aby sama wreszcie się do niego zwróciła. Dopuścić do niej kolejną lekcję życia po której stanie się dojrzalsza duchowo. Tą pretensję traktuje jak pretensję do dialogu, a w konsekwencji do upomnienia:
Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona.
Jezus nie krytykuje Marty tylko zwraca uwagę na jej postawę. Nie przestaje być jej przyjacielem. Dzieli się właśnie z nią tą tajemnicą, bo darzy ją zaufaniem. Objawia jej kolejną prawdę w obecnym kontekście relacji z bliźnimi. A Marta?
Marta musiała mieć błyskotliwe i wrażliwe serce, bo również nie odpowiada „fochem z przytupem”. Pewnie nie jedno życiem jeszcze przemodliła.
Skąd ta pewność?
Kiedy umiera Łazarz, Marta już złapała swój pociąg do wiary. Nawet dotarła do swojej stacji 7- drugiego upadku. Kolejnej wtopy- bezsilności. I to właśnie śmierć brata rodzi w Marcie pokorę. Oczyszcza wyobrażenia. Uświadamia jej małość i pilne pragnienie- tęsknotę za Panem życia i śmierci. Dzięki temu trudnemu wydarzeniu Jezus osobiście może objawić w jej życiu swoją historię. Marta przyjmuje życiem wiarę, którą wyznaje. Rozpoznaje w swoim rabbim i przyjacielu, Syna Boga, Pana życia i śmierci. I tak jak On przyszedł do niej, tak teraz ona wybiega mu na spotkanie (a Maria jak siedziała tak siedzi… ).
Spotkanie Marty z Jezusem, jej wierność, żywe zaangażowanie, pogłębianie więzi ma odzwierciedlenie nie tylko w jej świecie wewnętrznym, ale także zewnętrznym we wspólnocie- komunii relacji. Rzutuje na tu i teraz. Skutkuje zmartwychwstaniem duchowym nie tylko niej samej, ale i fizycznym jej brata. A to z kolei przyczynia się, że wielu spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.
To którędy do wiary?
Najpierw na peron spotkania. Przez otwarte drzwi serca na łaskę. Do pociągu relacji modlitwa-wiara. Po torach rozumowania opartego na miłości. W dynamiczną trasę życia obecnością Bożą. Ze stacjami tajemnic, podążając do pełnego zgłębienia tej wielkiej…Jakiej?
Mysterium fidei. Mortem tuam annuntiamus, Domine, et tuam resurrectionem confitemur, donec venias.
esreseet
rtrtsste
sterssse
etssetsr
rsrtstse
esrersrr
esreseet
esrersrr
rrssrsse
ssrretss
eesterer
rsrtstse
rsrtstse
esrersrr
eessrser
esrersrr
eessrser
sterssse
sterssse
esreseet
etssetsr
eessrser
eesterer
rsrtstse
rtrtsste
esreseet
rrssrsse
eesterer
ssrretss
sterssse
esrersrr
ertteee
tseersre
seserers
rtrtsste
esrersrr
etssetsr
sterssse
eesterer
ssrretss
rrssrsse
eessrser
eessrser
ssrretss
eessrser
eessrser
rtrtsste
etssetsr
esrersrr
esrersrr
eesterer
ertteee
rtrtsste