Nie mają pomysłu na to co będzie jutro, żyją tym co przyniesie teraz. Zawsze znajdą się dobrzy ludzie, którzy im pomogą, doradzą i poratują. Czy da się żyć bez planów na przyszłość?
Bóg pisze ludzkie historie wielobarwnym atramentem. Nie ma jednakowych, każda jest ta jedyna i umiłowana przez Niego. Być może nie zgadzamy się z tym, co widzimy. Chcielibyśmy zmieniać innych, poprawiać ich życie. Bóg jednak pozostawił ludziom wolność. Nie wszystkim się udało odnieść sukces, a mimo to są szczęśliwi. Czy inteligencja, wiedza i wykształcenie to wartości niezbędne? Poznajcie historie ludzi, których życie nie jest sukcesem, ale w takim życiu na swój sposób odnajdują Boga i siebie.
On czuwa
Anna i Janusz są małżeństwem od 15 lat. Mają siedmioro dzieci, ósme w drodze. Nie mają pomysłu na to, co będzie jutro, żyją tym co przyniesie teraz. Zawsze przecież znajdą się dobrzy ludzie, którzy pomogą, doradzą i poratują. „Przecież nam się ta dobroć serca od innych należy”- twierdzi Janusz. „Mamy niewielkie gospodarstwo, ale mamy ogromną rodzinę. To dopiero wielki skarb, ale taki do którego ciągle trzeba dokładać”- wyznaje.- „I ludzie pomagają i dokładają”- dodaje Anna. -„Jesteśmy za to ogromnie wdzięczni”- podkreśla.
Nie pracują. Nie mają wykształcenia. Oboje skończyli zaledwie szkołę podstawową. W zdumienie wprowadza stan ich intelektu. Prostota i brak wiadomości, nie przeszkadzają im jednak w codziennym życiu. „Nie mieliśmy zdolności. Szkoły są dla mądrych” – uśmiecha się Anna. „Poznaliśmy się z Januszem na dyskotece. Zakochaliśmy się w sobie i zamieszkaliśmy razem. Nie stać nas było na wesele. Zresztą na zapowiedzi dla księdza też trzeba by było dać parę groszy, ale jakoś było szkoda…” – przyznaje. „Dopiero ksiądz proboszcz, kiedy odwiedził naszą rodzinę podczas kolędy zaproponował, żebyśmy wzięli ślub. On nie chciał od nas pieniędzy. I tak się zaczęło”-wspomina Janusz. Rodziły się kolejne dzieci: Arek, Patryk, Sebastian, Weronika, Natalka, Jakub, Patrycja. Zawsze znalazł się ktoś, kto chciał pomóc. „Dostawaliśmy wsparcie od Caritasu: pieluchy, wózek, jedzenie. Teraz to mamy dobrze, bo już nie musimy się upominać o pomoc, jest 500 plus, a my trochę tych dzieciaków mamy… Pan Bóg jednak czuwa nad nami. Ja to wiem” – mówi z przekonaniem Janusz.
Może kiedyś
Kinga i Wojtek od 5 lat są razem. Mają 2 letniego synka Michała. Mieszkają w przybudówce gospodarczej. Kinga skończyła szkołę krawiecką, ale nie pracuje. Według niej, opieka nad synkiem zajmuje zbyt wiele czasu. Nie mają ślubu, bo jak twierdzą to za droga inwestycja. „Najważniejsze jest uzbierać na dom”- marzycielsko wyznaje Wojtek. Tylko jak tu uzbierać, kiedy ciągle na wszystko brakuje? Na pytanie czy chcieliby mieć lepszą pracę i więcej pieniędzy. Odpowiadają jednogłośnie: „Tak!”. Ale czy chcieliby jeszcze się uczyć? „Nie. To nie dla nas. Nasze dzieci będą się uczyć”. W życiu codziennym mocno wspiera ich mama Wojtka. „To najlepsza teściowa, zawsze poratuje, kiedy brakuje na chleb”- mówi Kinga. „Dokucza nam tylko, że mieszkamy bez ślubu kościelnego… Ale może kiedyś będziemy na to gotowi…”- wyznaje Wojtek. „Nie planujemy przyszłości”- dodaje Kinga – wszystko samo jakoś się ułoży.
Serce boli
Zofia i Leszek są już 25 lat po ślubie. On jest listonoszem, ona nigdy nie podjęła stałej pracy. Mają piątkę dorosłych dzieci. Prawie wszyscy są już na swoim. Małżonkowie chwalą się, że mają cudowne dzieci, choć nie wszystko jest jak należy. „Równowaga musi być- stwierdza Leszek. – Gdyby było wszystko dobrze, to nie umielibyśmy się cieszyć z najmniejszych rzeczy.- dodaje.
Najstarszego syna zostawiła żona. Rozstali się już po ślubie. Stwierdzono nieważnie zawarty sakrament. Syn załamał się. Chciał się zabić, stał się obojętny na sprawy wiary i Kościoła. Związał się z inną kobietą. „Nie byliśmy zachwyceni jego decyzją, ale przyjęliśmy taką sytuację, bo widzieliśmy, że już nic nie jesteśmy w stanie zmienić. Byliśmy na ich urzędowym ślubie. To było dla mnie dziwne i trudne doświadczenie…” – wyznaje Leszek. „Jesteśmy już dziadkami. Mamy jedną wnuczkę „przyszywaną”, którą też kochamy. Cóż, czy dzieci są winne błędów popełnionych przez ich rodziców?”- smutno dodaje Zofia.
Zofia i Leszek są praktykującymi katolikami, tak też wychowywali swoje dzieci. Pomagają swoim dzieciom jak tylko mogą, ale tylko w Bogu widzą prawdziwe oparcie. Każdego dnia odmawiają razem z żoną wspólnie „Ojcze nasz”. Wierzymy, że to „bądź wola Twoja” zawsze się wypełnia – mówi Zofia.