Są takie zdarzenia, które powoduję gęstą lawinę uczuć, emocji, tudzież wszystkiego na raz. Zdarzenia z pozoru normalne, nie wróżące niczego złego. A jednak wystarczy czyjeś zdanie, opowieść, spojrzenie, a już pojawiają się w głowie tysiące myśli, które prowadzą tylko do jednego – wielkiego smutku.
Nie wiesz dlaczego, jak, kiedy i gdzie. Po co. Ale wiesz jedno – czujesz się najgorsza i najsmutniej na całym, Bożym świecie. Chcesz przestać płakać, tułać się bez sensu po domu, czy leżeć i gapić w sufit, ale nie potrafisz. Nawet trudno wyjść Ci z domu na spacer w ciągu dnia, gdy świeci słońce, bo wydaje się, że wszyscy wszystko o Tobie wiedzą, tylko Ty nic nie wiesz o tej osobie, którą jesteś. Chcą doradzać, ale nie chcą wysłuchać. Gdy mówisz, to milczą i patrzą z politowaniem.
Dlatego następnym razem zamykasz się na amen i nie wydusisz z siebie niczego, co mogłoby pozwolić innym mieć choćby najmniejszy dostęp do Ciebie. Nie chcesz rozmawiać, spotykać się, uśmiechać na siłę. Masz ochotę być niewidzialna, a jednocześnie strasznie tego nie chcesz! Potrzebujesz mocnego, zdecydowanego i czułego przytulenia, ale znów nie możesz się przełamać, żeby to zrobić. A gdy ktoś chce to zrobić to uciekasz i uciekasz przed siebie. Nie patrzysz mu w oczy. Nie masz już sił. A wieczorem kładziesz się wyczerpana spać. Zastanawiasz się po co to wszystko, skoro jesteś zupełnie sama na tym świecie…A jedyne osoby, z którymi chciałabyś porozmawiać – nigdy ich nie było w Twoim życiu.
A rankiem – ten sam kołowrót od nowa.
I tak żyjesz, dzień po dniu, czekając aż ślepej kurze przytrafi się coś, co mogłaby w końcu dostrzec jako ziarenko szczęścia i uśmiechnąć się tak po prostu, bez wielkiego wysiłku.
Z zawodu logopeda, audiofonolog i familiolog, a z zamiłowania fotograf i podróżniczka. Lubi wyprawy autostopem i pociągiem, bez celu lub z głębszym celem. Uwielbia słowo!